„W stepie szerokim…”
Rok 1241 zapisał się krwawymi zgłoskami w historii średniowiecznej Europy. Bowiem w tym właśnie okresie orda tatarska rozpoczęła podbój Starego Kontynentu, podejmując walkę z chrześcijańskim Zachodem. Plany Ugedeja, jednego z synów potężnego Czyngis-chana, są równie dalekosiężne jak jego ojca. Przeciwko armii kagana, chana nad chanami, staje niewielka grupka wojowników, należących do Bractwa Tarczy, która zdecydowała się na niezwykle śmiały, i co za tym idzie, ryzykowny krok. Zamierzają zabić Ugedeja w Karakorum, w samym sercu Imperium Mongolskiego…
Pierwszy tom „Mongoliady” to powieść historyczna z wątkami fantastycznymi. Przyznać muszę, że pomysł na fabułę jest udany i ciekawy. XIII-wieczna Europa zmagająca się z inwazją Mongołów, których liczebne armie złożone z bezwzględnych i przyzwyczajonych do niewygód wojowników bardzo szybko i skutecznie zajmowały kolejne terytoria, przyłączając je do Imperium Mongolskiego. Wojenna zamieć, śmierć i zniszczenie. Nic tylko czekać na bohaterów, którzy uratują świat chrześcijański. I takowych wspomniany wcześniej zespół pisarzy stworzył, nazywając ich Bractwem Tarczy, z rodowodem wywodzącym się od wikingów. Ci chrześcijańscy wojownicy – koegzystujący obok innych rycerskich zakonów, jak templariusze czy szpitalnicy – podejmują się niemożliwej misji: zabicia kagana, rządzącego imperium. I to nie gdzieś w trakcie walki, bo od tego Ugedej ma braci i dowódców, by za niego i dla niego zdobywali kolejne ziemie, lecz w stolicy imperium, Karakorum. Jako że droga tam wiodąca należy do długich i męczących, a co za tym idzie, niebezpiecznych, do garstki śmiałków dołącza Cnán, Wiążąca, przewodniczka i posłanniczka.
Fabuła pierwszego tomu „Mongoliady” nie jest specjalnie skomplikowana, składa się z prostych wątków, które kolejno prowadzą do wspólnego punktu, bez zbytniego nacisku na retrospekcje. Aczkolwiek muszę przyznać, że podczas lektury tej książki miałam wrażenie, że czytam bardzo długi wstęp, wprowadzenie do historii. Całe szczęście zdarzały się fragmenty, w których akcja nabierała tempa, robiło się ciekawie, a oczy z chciwością pochłaniały kolejne litery. Przede wszystkim działo się tak w scenach walk, swoją drogą stanowiących mocny punkt przedstawionej historii. Są wiarygodne, szczegółowe, nierzadko wręcz epickie. W powieści jest ich całkiem sporo, a do tego napisano je językiem prostym, który zostanie zrozumiany nawet przez osoby nie mające dotychczas zbytniego kontaktu z militarystycznym słownictwem.
Słabą stronę „Mongoliady” stanowią bohaterowie. Są bez wyrazu, papierowi, schematyczni. A szkoda, bo tkwił w nich spory potencjał, który jednak nie został wykorzystany. Jedynie Gansükh wydał mi się postacią interesującą, skonstruowaną z jakimś pomysłem, a nie tylko po to, by zapełnić wystarczająco miejsca na kartce. Pozostali po prostu są nijacy, podobnie jak wątki miłosne, w ilości dwóch, występujące w powieści. I tu zakradła się rutyna i schemat, jaki można spotkać w tanich romansach. Cnán, kobieta, która miała trzymać swoje emocje na wodzy i być twardą jak głaz, zakochuje się od pierwszego wejrzenia w wojowniku-mnichu. Oczywiście bez wzajemności, bowiem ów mężczyzna został powołany do innych, wyższych celów; przynajmniej na razie, bo kto wie, co nastąpi w kolejnych tomach. Sztampowy jest też wątek miłosny w „części” mongolskiej, gdzie Gansükh zaczyna „coś czuć” do swojej chińskiej nauczycielki etykiety dworskiej, Lian. Żeby chociaż zostały zachowane jakieś realia, nadające odrobinę autentyczności wspomnianym fragmentom, ale niestety tak się nie dzieje. Pozostaje mi liczyć na to, że kolejne dwa tomy trylogii będą pod tym względem albo lepsze, albo zostaną pozbawione wątków miłosnych.
„Mongoliada” to powieść zdecydowanie nie należąca do literatury ambitnej. Już od pierwszych jej stron odbiorca może wyczuć, że książka, jaką trzyma w rękach, to historia po której nie należy się wiele spodziewać. Jest niezła, do przeczytania, ale nie do zachwytów. I kończy się w mocno intrygującym momencie, co część odbiorców uzna za plus, inni zaś za minus. Ja osobiście znajduję się w tej pierwszej grupie, bo choć początek trylogii mnie nie zachwyciła, to jednak spędziłam z nią kilka miłych wieczorów i z chęcią zapoznam się z jej kolejnymi tomami. Liczę jednak na to, że będą one bardziej intrygujące, z nieco mocniej skomplikowanymi wątkami, wyrazistszymi bohaterami i równie dobrymi scenami batalistycznymi.
Anka „Wiedźma” Chramęga
Redakcja i korekta: Monika „Katriona” Doerre
Tytuł: Mongoliada tom 1
Autorzy: Neal Stephenson, Greg Bear, Mark Teppo, Erik Bear, Joseph Brassey, E.D. deBirmingham, Cooper Moo
Tytuł oryginalny: The Mongoliad: Book One
Przekład: Robert Waliś
Wydawnictwo: MAG
Cykl: Mongoliada
Tom: 1
Data wydania: 4 lipca 2014 r.
Ilość stron: 432
ISBN: 978-83-7480-432-5
Okładka: miękka