Autor T.C. McCarthy w pierwszym tomie swojego cyklu „Podziemna wojna” stworzył mroczny, pozbawiony nadziei świat, gdzie toczy się bitwa o surowce naturalne tak cenne, że dwa największe mocarstwa są gotowe wypowiedzieć sobie wojnę, by je zdobyć. Protagonista jest skomplikowany i pełen wad, które tylko dodają mu realizmu. Wendell, czy też Skaut, jak nazywają go żołnierze jednostki, do jakiej zostaje skierowany, nie okazuje się typowym głównym bohaterem – nie wzbudza automatycznie sympatii czytelnika i podejmuje wątpliwe i zwyczajnie złe decyzje. Jednocześnie właśnie z tego powodu idealnie wpasowuje się w fabułę powieści i pozbawioną złudzeń rzeczywistość.
Klimat książki od początku przypominał mi jeden z popularnych seriali HBO „Generation Kill: Czas Wojny”, gdzie żołnierzy nie interesuje dlaczego walczą z przeciwnikiem, ich jedyną motywacją jest wojna sama w sobie. Ich jednostka okazuje się jedyną grupą ludzi, którzy potrafią zrozumieć co chodzi im po głowach. Mają własny język, żarty i sposób bycia i nie ufają nikomu z zewnątrz. To nastolatki, które wstąpiły do wojska z różnych powodów, przepełnione cynizmem, jakiego nie powinien doświadczyć nikt kto nie ukończył jeszcze czterdziestego roku życia. Styl, w jaki McCarthy opisuje wydarzenia, bez zbędnych upiększeń czy owijania w bawełnę, tworzy brutalny obraz wojny, która nie ma nic wspólnego z heroizmem i sprawiedliwością. Nikt nie walczy tu w obronie granic, nikt nie stoi na straży tego, co dobre i moralne. Tysiące ludzi zostaje wysłanych do piekła, ponieważ Kazachstan posiada kopalnie rzadkich metali i świat, w duchu kapitalizmu, jest gotowy na wszystko, żeby je zdobyć.
Niemal od pierwszej strony zostałam całkowicie pochłonięta fabułą. Do tego stopnia, że nie byłam pewna, czy odłożę „Podziemną wojnę: Genoboty” na bok przed zakończeniem lektury. Niestety po genialnym początku, coś się zepsuło. Autor wprowadził do akcji tytułowe genoboty, genetycznie ulepszone modele, zdeterminowane wypełnić każdą misję powierzoną im przez dowództwo. Sposób, w jaki to opisał, wzbudził we mnie pewien niesmak. Z powodów mi nieznanych McCarthy postanowił, że genetycznie zmodyfikowani żołnierze, na których rząd i siły wojskowe Stanów Zjednoczonych będą polegać i pokładać w nich wszelką nadzieję na zwycięstwo, powinny być nastoletnimi dziewczynami po praniu mózgu. Nie pół-roboty o budowie Thora, nie ludzcy żołnierze, których refleks i siła zostały ulepszone za pomocą związków chemicznych czy elektroniki. Nie, tym dzięki czemu naukowcy i ludzie u władzy chcą przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę są szalone, nie mające nawet osiemnastu lat dziewczyny – pozbawione osobowości klony, których jedynym celem jest wojna i śmierć.
I może autor próbuje później podać powody, które mają czytelnikowi zaakceptować tę decyzję i nie zastanawiać się długo nad jej sensem, niestety nie są one dla mnie zbyt przekonywujące. Zwłaszcza po tym jak główny bohater traktuje pierwsze genoboty, jakie spotyka. Mieszanka odrazy i fascynacji wcale nie przeszkadza mu w uprawianiu seksu w dziewczyną, która w teorii ledwie skończyła osiemnaście lat, jest zupełnie niestabilna mentalnie i emocjonalnie. Późniejsza obsesja Wendella na jej punkcie ma równie dużo sensu i niesie ze sobą równie dużo szczerych i naturalnych emocji co przywiązanie do dmuchanej lalki.
Można by powiedzieć, że ten wątek powieści bardzo mnie rozczarował.
Chciałam móc polecić „Genoboty” wszystkim fanom gatunku, ponieważ od pierwszych stron książka ma niesamowity potencjał i sposób narracji, choć momentami nieregularny i miejscami wyjątkowo wulgarny, przynosi na myśl odarte ze złudzeń filmy dokumentalne i autobiografie wojskowych. Wszystko w nie do końca futurystycznym, ale jednak nie do końca współczesnym świecie. Wiem, że wielu osobom „Podziemna wojna” się spodoba i będą w napięciu czekać na kolejne części cyklu. Dużej ilości czytelników nie będzie przeszkadzać, że w 2014 roku wciąż powstają książki, gdzie postacie kobiece nie posiadają żadnej wartości poza ich znaczeniem dla głównego bohatera i są traktowane jako narzędzie a nie postać ludzka. Ja, niestety, nie należę do żadnej z tych grup.
Agnieszka “Cala” Siemieńska
Korekta: Monika “Katriona” Doerre
Autor: T.C. McCarthy
Tytuł oryginału: Germline
Tłumaczenie: Małgorzata Koczańska
Data wydania: 2014-07-18
Liczba stron: 460
ISBN: 978-83-7574-911-3