Pierwsza część „Ant-Mana” była dla mnie naprawdę sporym zaskoczeniem. Po filmie nie spodziewałem się absolutnie niczego, a tymczasem dostałem widowisko może nie idealne, ale stawiające dość wysoko poprzeczkę swojej, wówczas jeszcze tylko potencjalnej, kontynuacji. Czy sequel, co do którego już pewne wymagania miałem, był w stanie dorównać swojemu pierwowzorowi? Wchodząc na seans miałem pewne obawy. Czy słusznie?
Tym razem nasz bohater musi płacić za konsekwencje swoich decyzji z „Wojny bohaterów”. Los okazał się dla niego nawet dość łaskawy: karą za udział w akcji Kapitana Ameryki i późniejszą ucieczkę z więzienia Raft okazało się ograniczenie wolności na dwa lata, ale dzięki decyzji sądu Scott Lang mógł odbywać karę we własnym domu, z opaską lokalizacyjną na nodze. Gorzej jednak sprawa wygląda w kwestii jego relacji z dawnymi sojusznikami. Hank Pym i Hope van Dyne zostali uznani za współwinnych ze względu na wykorzystanie ich technologii i muszą ukrywać się przed FBI. Jak łatwo się domyślić, mają mu za złe udział w konflikcie Avengersów i ostatecznie zerwali wszelki kontakt. Sytuacja taka mogłaby trwać, gdyby nie fakt, że pojawiła się szansa na uratowanie z wymiaru kwantowego Janet van Dyne, a Scott może być kluczem do jej powrotu. Niestety, technika kwantowa budzi zainteresowanie kogoś jeszcze, tajemniczej postaci zwanej Duchem. Kim jest i po co jej technologia Hanka Pyma?
Opowieść zaczyna się dość spokojnie, jednak bardzo szybko nabiera wiatru w żagle. Bohaterowie stają w obliczu problemu, którego kluczowym aspektem stał się wyścig z czasem. Otrzymaliśmy zatem dobre kino akcji, w którym jednak nie zabrakło miejsca na humor. W dodatku muszę przyznać, że ten został zdecydowanie lepiej wyeksponowany niż w części pierwszej. To zabawna komedia pomyłek i żartów sytuacyjnych, które idealnie uzupełniły główną oś fabularną. Film dzięki temu stał się z jednej strony naprawdę lekki w odbiorze, z drugiej natomiast – trzymał w napięciu do samego końca.
Świetną robotę wykonali w tym wszystkim aktorzy, a szczególnie troje z nich. Paul Rudd po raz kolejny pokazał, że do roli Ant-Mana nadaje się idealnie, a swoją grą aktorską i humorem stworzył świetnego bohatera, który być może nie jest zbyt rozgarnięty, jednak serce ma z pewnością po właściwej stronie.
Słowa uznania należą się także postaci Luisa, w którego ponownie wcielił się Michael Peña. Aktor na planie bawił się swoim bohaterem, wyraźnie było widać, że nie tylko gra, a wręcz żyje jego życiem. Sceny z jego udziałem były idealnym akcentem humorystycznym i skutecznie budowały tę lżejszą stronę opowieści. Zwłaszcza warto w tym miejscu zwrócić uwagę na pewien fragment, w którym pojawia się „serum prawdy”. Oczywiście nie będę pisał, co takiego się wydarzyło – to musicie zobaczyć sami – ale zapewniam, powodów do śmiechu będzie naprawdę wiele.
Muszę jeszcze pochwalić grę Evangeline Lilly, która powróciła do roli Hope van Dyne. Tym razem jednak jej rola została zdecydowanie bardziej rozbudowana, Osa otrzymała kostium i rozpoczęła walkę ze złem. Właśnie dlatego zostawiłem ją na koniec. Grana przez Evangeline Lilly bohaterka okazała się niezwykle wyrazistą postacią, która właściwie powinna otrzymać własny film. Chwilami odnosiłem wręcz wrażenie, że oglądam produkcję o Osie, a Scott Lang jedynie partneruje jej na ekranie.
Osa zaprezentowała się jako silna, wyszkolona wojowniczka, która jest gotowa stanąć w szranki z każdym przeciwnikiem. Jej talent nie ogranicza się jedynie do zdolności, jakie dawał jej kostium. Potrafi walczyć, planować i momentami wręcz wysuwała się na pozycję lidera tego małego zespołu. Można by pomyśleć, że wszystko to jest zasługą scenariusza, który w taki, a nie inny sposób ją określił. Gdy się jednak bliżej przyjrzeć jej bohaterce, to od razu się dostrzeże, ile tak naprawdę pracy musiała w to wszystko włożyć aktorka. Nie mówię oczywiście, że inni się nie starali, ale to właśnie jej przypadku dostrzegłem największy rozwój.
Nieco słabiej, choć w dalszym ciągu pozytywnie, wypadła Hannah John-Kamen w roli Ducha. Aktorka naprawdę starała się ukazać postać, która pasowałaby do profilu psychologicznego granej przez nią bohaterki. Z jednej strony jej się to udało. Otrzymaliśmy kogoś, kto z powodu pewnych wydarzeń powoli zatraca się w szaleństwie i zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel. Z drugiej strony natomiast sama Duch jakoś nieszczególnie do mnie przemawiała. Owszem, historia jej życia okazała się ciekawym materiałem na film, ale sposób poprowadzenia pewnych wydarzeń był zbyt przewidywalny.
Pozostali aktorzy także całkiem nieźle poradzili sobie na planie. Michael Douglas jako Hank Pym ponownie pokazał, że na emeryturę przechodzić nie zamierza. Michelle Pfeiffer, pomimo dość krótkiego czasu ekranowego, zdołała wykreować pełnokrwistą postać i przypomniała, że potrafi grać.. Całkiem ciekawie wypadł Randall Park w roli Jimmy’ego Woo – agenta FBI szukającego haka na Scotta Langa – relacja obu panów jest z resztą motywem na dobrą komedię. Jest jeszcze Laurence Fishburne, którego rola okazała się dość istotna dla fabuły, choć aktorsko nie wybiła się na tle pozostałych – ot, solidna rzemieślnicza robota. Oczywiście na tym obsada się nie kończy, ale gdybym miał wymieniać zasługi każdego aktora, to tekst raczej rozrósłby się do niebotycznych rozmiarów.
„Ant-Man i Osa” to z racji możliwość dawanych przez kostiumy głównych bohaterów film pełen ciekawych efektów specjalnych. Po raz kolejny jesteśmy świadkami zabawy ze zmniejszaniem niektórych przedmiotów (i ludzi). Tym razem jednak twórcy naprawdę zaszaleli, a my otrzymaliśmy w pewnym momencie coś na kształt „Incepcji”, tyle, że dotyczącej miniaturyzacji. Naprawdę ciężko mi się do czegoś przyczepić w kontekście warstwy wizualnej. Gdybym miał na siłę szukać dziury w całym, to mógłbym jedynie ponarzekać odrobinę na gigantyczne mrówki, bo ich wykonanie odrobinę kulało.
Czy zatem „Ant-Man i Osa” okazał się filmem lepszym od poprzednika? Zdecydowanie tak! Dalej jest to produkcja, której brakuje jeszcze trochę do ideału, ale z całą pewnością seans dostarcza rozrywki i sprawia, że widzowie wychodzą z sali kinowej zadowoleni. Gdyby tylko działania przeciwnika niosły za sobą jakiś element zaskoczenia, moglibyśmy mówić o ideale. Tak natomiast jest to film bardzo dobry, który z pewnością warto obejrzeć.
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska
Tytuł: “Ant-Man i Osa”
Tytuł oryginalny: “Ant-Man and the Wasp”
Gatunek: komedia, sci-fi
Reżyseria: Peyton Reed
Scenariusz: Chris McKenna, Erik Sommers, Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Paul Rudd
Czas trwania: 118 minut
Data premiery: 3 sierpnia 2018 r. (Polska), 6 lipca 2018 r. (Świat)
Obsada:
Paul Rudd – Scott Lang / Ant-Man
Evangeline Lilly – Hope van Dyne / Osa
Michael Peña – Luis
Michael Douglas – Hank Pym
Michelle Pfeiffer – Janet van Dyne
Hannah John-Kamen – Duch
Laurence Fishburne – Dr Bill Foster