Fabuła powieści rozpoczyna się w momencie, w którym zakończył się tom pierwszy. Niebańska ekspedycja do Stref Poza Czasem wpadła w poważne tarapaty. Daimon Frey, za sprawą zdradliwego Matariśwana, spadł z wodospadu i nie wiadomo, czy przeżył. W królestwie i w Głębi natomiast tworzy się coraz większy chaos. Razjel ma problem z utrzymaniem swojej misji w tajemnicy, Zgniły Chłopiec planuje własną wyprawę, której celem ma być odszukanie Lucyfera, a na domiar złego wszystkim zaczyna interesować się Głębiańska Bezpieka pod wodzą niejakiego Nergala. Atmosfera zagęszcza się coraz bardziej i byle iskra może doprowadzić do wybuchu.
W dalszym ciągu mamy zatem narrację prowadzoną z perspektywy kilku postaci i wydarzenia, które ostatecznie zmierzają ku wspólnemu finałowi. Czytając historię ma się wrażenie, że Kossakowska naprawdę dobrze się bawiła przy pisaniu. Po lekturze pierwszego tomu obawiałem się, że drugi będzie na siłę rozciągnięty, aby tylko udało się rozpisać to, co nie zmieściło się wcześniej. Jak się okazało, moje obawy były całkowicie bezzasadne i z niejakim kredytem zaufania czekam na część trzecią, bo fabuła rozrosła się na tyle, że w dwóch książkach ciężko byłoby ją upchnąć. Mam jednak nadzieję, że w „trójce” zapoznam się wreszcie z finałem historii, bo co z dużo, to niezdrowo.
Z pewnością autorce nie można odmówić wyobraźni, jednak tym, co naprawdę robi wrażenie w są opisy krain, które nasi bohaterowie zwiedzają. Tym razem zdarzyło im się choćby trafić na raj z mitologii Azteków. Tamoanchan jednak niewiele miał wspólnego z pięknem. Był światem wrogim, w którym dominowała charakterystyczna dla Azteków kultura, a już zwłaszcza krwawe obrzędy religijne – te były naprawdę szczegółowo opisywane i bardzo łatwo było wyobrazić sobie ich przebieg. Nie trzeba chyba dodawać, że zderzenie tego rodzaju kultury z wyznawcami Światłości nie mogło doprowadzić do niczego dobrego?
Połączenie różnych światów nie jest jedynym elementem, na który warto zwrócić uwagę. Ciekawie wyglądają relacje pomiędzy niektórymi bohaterami. Odkrywamy motywacje, jakie za nimi stoją, dostrzegamy drugie dno niektórych działań i zaczynamy zastanawiać się, czy się mylą, czy też mają rację.
Osobnym aspektem są leksyka i styl, jakim posługuje się autorka. Nie raz łamałem sobie język na skomplikowanych imionach pojawiających się bohaterów, z drugiej jednak strony samą książkę czytało się naprawdę lekko. Przez ponad pięćset stron przebrnąłem w dwa wieczory i ani przez chwilę nie miałem wrażenia, by coś mi się dłużyło. Był humor, były elementy akcji i grozy, a fabuła zgrabnie przerzucała nas pomiędzy wszystkimi lokacjami.
Pojawili się także nowi bohaterowie, jednak tak naprawdę tylko jeden jakoś mocniej zapadł mi w pamięci i nawet wzbudził do siebie sympatię. Pozostali wydawali się na swój sposób ciekawi, jednak ich obecność była bardzo pretekstowa. Inną kwestią pozostają wątki rozgrywające się w znanych nam dobrze rejonach Królestwa i Głębi. Tutaj także autorka postanowiła pokazać nam coś nowego, jednak w moim odczuciu nie wszystko wyszło na dobre. Raziły mnie zwłaszcza niektóre sceny z Razjelem, który z jednej strony musiał dbać o to, aby nie zdradzić się ze swoją misją podszywania się pod Lucyfera, z drugiej natomiast przed główną szychą głębiańskiej bezpieki postępował tak, jakby tylko chciał sprowokować Nergala do odkrycia tego sekretu.
Naprawdę inaczej wyobrażałem sobie zachowanie Pana Tajemnic i o ile byłem w stanie zrozumieć, że targają nim sprzeczne emocje, to już niektóre motywy z nim związane wydawały się co najmniej dziwne.
Przykładów było kilka, jednak nie będę ich tutaj przytaczał, aby nie psuć czytelnikom możliwości samodzielnego odkrywania fabuły. Nie były to sytuacje, które w jakimś znaczącym stopniu zepsułyby mi przyjemność z czytania, jednak ich obecność potrafiła na chwilę odwrócić uwagę od samej historii.
Z kolei w przypadku ekspedycji cały czas spokoju nie dawał mi fakt, że tylko Lucyfer zdawał się dostrzegać, że Matariśwan jednak coś kombinuje. Inni bohaterowie natomiast byli najwyraźniej ślepi na wydarzenia rozgrywające się na ich oczach. Musiałem nawet na chwilę powrócić do tomu pierwszego, aby upewnić się, że dobrze zapamiętałem zakończenie. Mam nadzieję, że w trzecim tomie autorka powróci do tego wątku i być może doczekamy się sceny, w której pozostali towarzysze w końcu otworzą oczy.
Samo zakończenie ponownie pozostawiło więcej pytań niż odpowiedzi. Tym razem jednak nie poczułem aż takiej pustki. Wszystko ze względu na dobrze poprowadzony wątek, który znalazł swój finał właśnie w tym tomie. Co prawda pewne tajemnice dalej nie dają mi spokoju, jednak jestem gotów zaczekać z nimi do, miejmy nadzieję, ostatniego tomu tej historii.
Tom drugi „Bram Światłości” to naprawdę udana kontynuacja, która jednak wymagałaby drobnego doszlifowania. Z pewnością mogę polecić ją fanom twórczości Kossakowskiej, a także osobom, które po premierze „Zbieracza burz” wahały się nad powrotem do tego świata. Czytelnikom nieobeznanym do tej pory z anielskimi intrygami radziłbym jednak najpierw sięgnąć w pierwszej kolejności po „Siewcę wiatru”.
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów
Tytuł: Bramy Światłości tom 2
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Tom: 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 15 luty 2018 r.
Liczba stron: 544
ISBN: 9788379643042
Okładka: miękka