W oryginale Lisa Lueddecke zatytułowała zresztą swoją powieść inaczej – “A Shiver of Snow and Sky”; trudno ocenić, czy poszalał tłumacz Patryk Gołębiowski, czy dział marketingu. Polski tytuł ma mimo wszystko uzasadnienie w fabule – to parafraza wersu piosenki, którą zna każde dziecko w opisywanej wiosce. Czerwona barwa nieba ma tam ogromny ciężar znaczeniowy – zwiastuje nadchodzącą zarazę uważaną za karę Bogini. I gdy czerwień ponownie pojawia się na niebie, protagonistka imieniem Osa postanawia, że wyruszy na poszukiwanie samej Bogini, by zapobiec pladze. Motywuje ją, że przyszła na świat w czasie poprzedniej fali choroby i wówczas – osłabiona – zmarła jej matka.
Całość jest dość prosta – ograniczona i pod względem przestrzeni, w której się dzieje, i liczby bohaterów. Bliżej poznajemy tylko dwoje – Osę i jej przyjaciela Ivara. Opisana w książce społeczność jest mała, izolowana, żyje na wyspie, której tak naprawdę nigdy dobrze nie poznała. Mało kto wypuszcza się godzinę jazdy lub dwie poza wioskę. Życie płynie leniwie, a wyrok Bogini przyjmowany jest jako nieuchronny. Tylko Osa i Ivar mają odwagę przeciwstawić się niezrozumiałej dla nich tradycji.
Pomijając chwile powracającej co kilkanaście lat zarazy, wioska jest samowystarczalna. Każdy mieszkaniec specjalizuje się w innej dziedzinie, by niewielkiemu ludowi niczego nie brakowało. Ojciec Osy jest cenionym rybakiem, ale ona zajmuje się astronomią, co traktowane jest pobłażliwie – podobnie jak później jej misja. Dziwi trochę postać Ivara – ten specjalizuje się w tłumaczeniu run. Dziwi, ponieważ z jednej strony profesja ta jest szanowana, a z drugiej – znajdujące się w okolicznych jaskiniach runy nikogo tak naprawdę nie obchodzą. Tylko zbuntowana młodzież próbuje poznać własną historię i szukać w niej odpowiedzi
Opowieść umieściłabym gdzieś między powieścią i baśnią – ze względu na pewną umowność i uroszczenie historii, jednak czyta się ją lekko. Postaci Osy i Ivara są dobrze skonstruowane, oboje dają się lubić, składają się zarówno z zalet i wad. Czasami po prostu sobie nie radzą i potrzebują pomocy otoczenia, czasem przeżywają niewygodne emocje, ale jednocześnie nie irytują odbiorcy fajtłapowatością. Choć wydarzenia ich dotyczące są mniej więcej równorzędne, to jednak Osa wydaje się nieco wysunięta na pierwszy plan – i na plus trzeba policzyć, że autorka nie zrobiła z niej damy w opałach.
Narracja w powieści prowadzona jest dwutorowo – rozdziały poświęcone Osie to narracja pierwszoosobowa, pozwalająca dokładnie poznać jej przemyślenia. W rozdziałach Ivara narracja zmienia się jednak na trzecioosobową. Podobny zabieg mógłby wprowadzić pewien chaos, ale wyraźne rozdzielenie części Osy od części Ivara sprawia, że czytelnik nie gubi się i doskonale wie, o kim i z czyjej perspektywy w danym momencie czyta.
Powiedzmy sobie szczerze – to nie jest książka, która odmieni czyjeś życie, zgarnie kilka nagród literackich i zostanie uznana za wybitną – ale też nic w tym złego. Można spędzić przy niej przyjemnych kilka wieczorów, pokiwać głową z uznaniem nad paroma pomysłami, polubić bohaterów i ogólnie rzecz biorąc – nieźle się bawić, a jednocześnie nie funduje ona czytelnikowi toksycznych wzorców jako czegoś fajnego. Dodajmy do tego kilka okazji do uniwersalnych refleksji – np. nad sytuacją, w której starsza siostra Osy nienawidzi jej, obwiniając za śmierć matki. Niczego więcej nie wymagam – takich książek nam potrzeba.
Przy okazji – okładka jest prześliczna. Minimalistyczna, niemal czarna z drobnymi akcentami srebra i czerwieni. Przyciąga uwagę i na pewno sięgnęłabym po nią w księgarni. Nie obraziłabym się za więcej utrzymanych w podobnym tonie.
Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam Gotan Kmieciak
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Zielona Sowa
Tytuł: Gdzie niebo mieni się czerwienią
Tytuł oryginału: A Shiver of Snow and Sky
Autor: Lisa Lueddecke
Przełożył: Patryk Gołębiowski
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 2018
EAN: 9788380736719
Format: 128×198
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 352