Od czasów, w których prehistoryczny kolekcjoner zamieszkiwał wspomnianą grotę, człowiek mocno zmodyfikował swoje otoczenie, ale sam nieszczególnie się zmienił, przynajmniej w zakresie wrażliwości emocjonalnej i duchowych potrzeb. Potrzeba kolekcjonowania nie zanika, a w dobie – wynikającej z charakteru dominującej kultury masowej – dostępności bogactwa najrozmaitszych dóbr, ulega wzmocnieniu. O ile wcześniej, gromadzono przede wszystkim sztukę i rodzinne pamiątki, przyrodnicze ciekawostki, czy wreszcie drobne, dekoracyjne bibeloty, w XIX wieku zaradni przedsiębiorcy zorientowali się, że przedmioty kolekcjonerskie można wytwarzać celowo, tylko po to by od razu stały się elementem kolekcji. W roku 1872, firma Justusa Liebiga zaoferowała po raz pierwszy serię przedstawiających rozmaite motywy obrazków, które oferowano bezpłatnie wraz ze sprzedawanymi produktami spożywczymi. I ruszyła lawina… Dziś propozycje zgromadzenia kolekcji atakują nas ze wszystkich stron i choć najczęściej oferuje się kicz i tandetę, zdarzają się niekiedy propozycje mogące zaspokoić nieco bardziej wyrafinowane gusta.
Oto w styczniu bieżącego roku pojawił się na polskim rynku pierwszy numer komiksu z wydawanej przez firmę DeAgostini serii o nazwie „Komiksy Star Wars Kolekcja”. Według zapowiedzi wydawnictwa „w kolekcji znajdą się pasjonujące powieści graficzne zebrane w serie – czytelnik będzie mógł dzięki nim zanurzyć się w fascynujących, niezwykłych historiach, właśnie takich, jakich oczekujemy od świata Gwiezdnych wojen”. Niestety nie do końca sprecyzowano, jakie to będą serie, ale zapewne należy się spodziewać najbardziej poczytnych spośród tych, które na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat pobudzały wyobraźnię fanów świata Odległej Galaktyki.
Pierwszy numer zawiera opowieści, które po raz pierwszy wydrukowano w roku 1977, w formie wydawanych raz w miesiącu zeszytów. Seria ta, stanowiącą pierwszą komiksową adaptację scenariusza oraz – w dalszych numerach – jego rozwinięcie, powstała w wydawnictwie Marvel, a za kształt inaugurujących opowieść odcinków odpowiadał scenarzysta Roy Thomas. Pisarz ten został wybrany przez Georga Lucasa z uwagi na komercyjny sukces adaptacji filmu Conan Barbarzyńca, do której napisał scenariusz. Także rysownik pierwszych i niektórych kolejnych odcinków, Howard Chaykin znalazł się w ekipie na życzenie Lucasa. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Chaykin narysował też pierwszy plakat do Gwiezdnych wojen – ten, który po raz pierwszy zaprezentowano w 1976 r na konwencie Comic Con w San Diego i rozpowszechniano przed premierą filmu w cenie 1.75$. Plakat reklamował równocześnie film i serię komiksową, bowiem w zamyśle reżysera komiks miał stanowić podstawę całej – skromnej i skierowanej głównie do młodzieży szkolnej i studentów oraz miłośników fantastyki – kampanii reklamowej. W zamyśle Lucasa kilka numerów komiksu miało ukazać się jeszcze przed premierą filmu, po to by rozbudzić apetyt potencjalnych widzów na dalszy – filmowy – ciąg.
Ulotka reklamowa rozpowszechniana w roku 1977. “Star Wars, The Oryginal Marvel Yeaars vol. 1”; Marvel Worldwide Inc, NY, s. 863.
Decyzja o podjęciu zaproponowanej przez reżysera współpracy nie leżała jednak w gestii ani scenarzysty, ani rysownika, a podjąć ją mógł jedynie wydawca. Szefami Marvela byli w owych czasach Stan Lee oraz Jim Galton, ale żadnego z nich propozycja Lucasa nie zachwyciła, zwłaszcza że kiedy prowadzono na ten temat rozmowy, film znajdował się jeszcze w fazie produkcji, a sam reżyser nie zdążył do tej pory zasłynąć z żadnych spektakularnych dokonań, choć jeden z jego filmów American Grafitti – w przeciwieństwie do wcześniejszego THX 1138 – został już przyjęty dość ciepło. Początkowo odrzucono pomysł wydania serii, a zmianę decyzji zawdzięczamy – podobnie jak miało to miejsce wcześniej w przypadku rozmów z 20th Century Fox – pięknym obrazom przygotowanym przez Ralpha McQuarriego. Zachwycony nimi Thomas użył całej swej charyzmy, by przekonać szefostwo do projektu i tak oto wysunięto wreszcie propozycję wydania starwarsowej opowieści w formie komiksowego serialu, którego koncepcja szybko ewoluowała – początkowo miały to być dwa, zawierające adaptację scenariusza zeszyty, później sześć, a wreszcie skończyło się na 107-częściowym serialu, znakomicie przyjmowanym przez rynek przez całe dziesięć lat. Pierwsze dwa odcinki, zgodnie z ideą Lucasa ukazały się przed premierą filmu – pierwszy w marcu, drugi w kwietniu 1977. Premiera filmu, jak wiemy, miała miejsce w maju tegoż roku. Ostatni numer komiksu ukazał się w maju 1986, po czym w temacie zapanowała kompletna posucha aż do roku 1991, kiedy to wydawnictwo Dark Horse przejęło dawno nieużywana pałeczkę od Marwela i opowieścią „Dark Empire” zainaugurowało nową serię przygód znanych nam rebeliantów.
Scenariusz marvelowskiego komiksu powstał więc przed kinową premierą Gwiezdnych wojen i został napisany przede wszystkim na bazie scenariusza filmowego, nie zaś na podstawie znanej nam z kina ostatecznej wersji opowieści, skutkiem czego w komiksie znalazło się kilka scen, jakich w filmie nie sposób zobaczyć. Przygotowujący adaptację rysownicy dysponowali dosyć skromnym materiałem pozwalających zapoznać się z kształtem świata Odległej Galaktyki, głównie w postaci nielicznych zdjęć i rysunków, a także wspomnień z kilku wizyt na planie, co na niektórych planszach opowieści zaowocowało przypadkami radosnej improwizacji, dzięki której czytając komiks możemy podziwiać m.in. alternatywną wersje hełmu imperialnego pilota, czy też zupełnie inną od znanej nam z kina propozycję wyglądu Jabby Hutta. Są to smaczki warte uwagi każdego fana Star Wars, ale także miłośnika komiksu czy filmu w ogóle.
Komiksów historycznej już serii Marvela – przedstawianych obecnie w kolekcji DeAgostini – nigdy wcześniej nie zaprezentowano polskiemu czytelnikowi, choć na zachodzie niejednokrotnie oferowano ich wznowienia, w postaci różnych zbiorczych wydań. Kiedy ów cykl stanowił nowość, w naszym kraju amerykańskich komiksów nie drukowano z powodów ideologicznych, a kiedy wreszcie zaczęto to robić za sprawą wydawnictwa TM Semic, które pojawiło się na rynku w roku 1990 r, było już tyle do nadrobienia, że o tak starych opowieściach nikt nie chciał pamiętać. Musiało minąć 40 lat od ich premiery, by zaszły patyną, która czyni je ponownie atrakcją. Nie znaczy to oczywiście, że w PRL-u nikt o ich istnieniu nie wiedział. Pojedyncze egzemplarze oryginalnych – zazwyczaj niemieckich, angielskich lub francuskich wydań trafiały różnymi drogami do rąk polskich – młodocianych zazwyczaj – czytelników, stając się główną atrakcją podczas podwórkowych rozmów pod trzepakiem i dostarczając wiedzy nie tylko o świecie Star Wars ale i o rozmaitych „zachodnich” produktach, reklamowanych natrętnie na odpowiednich wkładkach, przerywających ciągłość opowieści średnio co 3 kartki. W roku 1989, w jedenastym numerze „Fantastyki” opublikowano kilka stron marvelowskiego „Imperium kontratakuje”, tytułując opowiastkę „Być Jedi (fragmenty)”. W tym samym roku, w nieoficjalnym obiegu, ukazało się w mikroskopijnym nakładzie (70 szt.), klubowe wydanie „Powrotu Jedi” przygotowane przez efemerydę o nazwie ABC-SF. Było to nic innego niż ksero wydanego wcześniej przez Marvela czterozeszytowego komiksu „Return of the Jedi”, wzbogacone o wpisane ręcznie w oczyszczone z oryginalnego tekstu dymki, polskie tłumaczenie dialogów. Ciekawostkę stanowi fakt, że w przeciwieństwie do adaptacji Nowej nadziei i Imperium kontratakuje oryginalny komiks „Powrót Jedi” ukazał się w USA poza główną 107-zeszytową serią.
Polskie, klubowe wydanie z lat osiemdziesiątych. Egzemplarz z kolekcji Krzysztofa Haenela.
Po zapoznaniu się z tłem historycznym i uderzeniu w nostalgiczną nutę, która zadźwięczała zwłaszcza w ostatnim akapicie, warto wreszcie przyjrzeć się pierwszemu numerowi wydawnictwa DeAgostini.
Jakość wydania jest znakomita. Okładka sztywna, wykonana z dobrej jakości materiału, znakomicie chroni przed zabrudzeniem czy uszkodzeniem, aż 192 strony treści. Jakość papieru kredowego, na którym wydrukowano okraszone żywymi kolorami plansze także nie pozostawia nic do życzenia. Poziom tłumaczenia jest przyzwoity, a cała szata graficzna przejrzysta. Zarówno obrazki, jak i litery w dymkach widać wyraźnie i nie ma czego kontestować. Jedyne, czego mógłbym sobie zażyczyć, a nie znajduję, to jakiś rodzaj wstępu z rysem historycznym i rozmaitymi ciekawostkowymi informacjami.
W pierwszym tomie otrzymujemy jedenaście rozdziałów, wygląda więc na to, że prezentacja całej serii Marvela zajmie dziesięć albumów. Komiksy umieszczone są w kolejności chronologicznej – tak jak się ukazywały w latach siedemdziesiątych, czyli zgodnie z logiką jaką zapewne bez zastrzeżeń przyjmie większość odbiorców wyposażonych w rozum. Każdy rozdział jest odpowiednikiem jednego marvelowskiego zeszytu – brakuje tylko reprodukcji starych okładek (trochę szkoda) oraz reklam (wspaniale!). Pierwsze sześć historii to adaptacja Nowej nadziei, kolejne pięć – począwszy od historii „Nowe planety, nowe zagrożenia” to już radosna twórczość kolejnych scenarzystów. W albumie mamy opowieści pióra wspomnianego Roya Thomasa oraz Archie Goodwina, a także znanego z nowelizacji „Imperium kontratakuje” Donalda F. Gluta.
Rysowników tych historii było jeszcze więcej, gdyż trudno wymagać, aby jedna osoba była w stanie udźwignąć obowiązek ukończenia co miesiąc 16-18 stron, bo tyle zazwyczaj liczyła sobie przeciętna część serii. Zwłaszcza, że na większości plansz upakowano sporo kadrów, zazwyczaj 6-7. Mamy tu więc Howarda Chaykina, Steve Leialohę, Ricka Hoberga, Billa Wraya, Franka Springera, Toma Palmera, Alana Kupperberga, Carmina Infantino i Terryego Austina. Wśród miłośników amerykańskiego komiksu znajdą się na pewno tacy, którym te nazwiska coś mówią. Inne nazwiska odpowiadają za liternictwo, a jeszcze inne za kolor, co przypomina nam, że amerykańskiej szkole komiksu bliżej do przemysłu niż sztuki, a klimat kadrów w znacznie mniejszym stopniu zdradza cechy indywidualnego stylu artysty niż ma to miejsce na przykład w przypadku twórców europejskich. Niemniej jednak, dynamiczne kadry, tworzone za pomocą charakterystycznej kreski, znakomicie odzwierciedlają styl pop kultury ówczesnej epoki, podobnie zresztą jak dość proste, serwowane z charakterystyczną manierą, widoczne w dymkach, czy didaskaliach teksty.
Pierwsze sześć rozdziałów to treść Epizodu IV. Cóż można o niej napisać? To klasyka i trzeba ją zostawić w spokoju. Nikt, kto ceni sobie fabułę Gwiezdnych wojen, nie powinien mieć kłopotów z zaakceptowaniem wątków tej części komiksu. Z rysunkami może być pewien problem, zwłaszcza jeśli czytelnik jest konserwatywnym fanem filmu, bo nie zawsze w pełni odzwierciedlają obrazy zapamiętane z kina. Niekiedy odmiennie przedstawiono pewne szczegóły – jak np. kształt latającej, ćwiczebnej kuli z którą Luke Skywalker trenuje walkę podczas lotu Sokołem, czasem inaczej skadrowano znane z filmu ujęcia, a to znowu rysunki odzwierciedlają bohaterów czy scenografię w sposób, który stanowi raczej (mniej lub bardziej) artystyczną interpretację niż realistyczne odzwierciedlanie pierwowzoru. Myślę, że można to uznać za zaletę – nowa, nietypowa perspektywa pobudza wyobraźnię. Z treściami umieszczonymi w dymkach jest różnie, ale to że komiks ujmuje pewne treści skrótowo, wynika z jego, akceptowanej od lat formy i nic na to nie poradzimy.
Kolejne pięć części to już zupełnie nowa historia, która momentami zdaje się podążać w niepokojącym kierunku. Można w niej odnaleźć liczne kulturowe i pop kulturowe nawiązania, zazwyczaj niestety dość trywialne – mamy na przykład motywy zaczerpnięte z Siedmiu wspaniałych Sturgesa, a pośrednio z Siedmiu samurajów Kurosawy, mamy też postać przypominającą bohatera Cervantesa o wyglądzie Don Kichota i wywołującym pewne zażenowanie nazwisku Don Wan Kichotan… A skoro o zażenowaniu mową, to jest też postać na miarę Jar Jara z wyglądu, lecz co najmniej Hana Solo z charakteru, człekokształtny, mięsożerny królik o imieniu Jax.
Historia nie jest za mądra ani nie skomponowano jej ze szczególną finezją, ale czyta się ją dobrze z rozmaitych powodów. Przede wszystkim niesie klimat dość odległych czasów, można zorientować się, jak kiedyś rysowano komiksy. Ciekawi sposób operowania stereotypem, bawi przedstawiona moda, zadziwia swoboda tryskania pomysłem i pewna nonszalancja w traktowaniu ustanowionych przez filmową opowieść reguł. Fabuła sama w sobie niewiele wnosi i obcowanie z nią nikogo nie uczyni mądrzejszym, ale umieszczona w odpowiednim kontekście, pozwala przywołać ducha kultury lat, które bezpowrotnie minęły i poczuć satysfakcję z obcowania z treściami, jakie wiele znaczyły dla całego pokolenia miłośników kina, komiksu i fantastyki. I przede wszystkim dlatego właśnie warto ten komiks przeczytać lub przynajmniej przejrzeć. Jego istnienie stanowi świadectwo epoki, która przeszła do historii, ale odciśnięte przez nią piętno wciąż daje się dostrzec w wielu obszarach pop kultury.
Tak oto wygląda dziś użyteczność tego komiksu! Ale jak dowiedzieliśmy się na wstępie, aktualna użyteczność nie ma znaczenia, zwłaszcza, że zapewne jeszcze nie raz się zmieni. Pierwotnie komiks bawił, jako świeża, rozwijająca się opowieść, teraz wyzwala nostalgię, skłania do refleksji, niesie informacje… W wydaniu DeAgostini zawsze będzie stanowił część zamkniętego zbioru, który przybrawszy postać kilkudziesięciu tomów pięknie zaprezentuje się na półce. Zwłaszcza, jeśli nie zabraknie żadnego egzemplarza, bo zestawienie uszeregowanych w odpowiedniej kolejności grzbietów wszystkich woluminów owocuje prezentacją ładnego obrazka.
Zgodnie z treścią przywołanych wcześniej definicji z mądrych książek, o atrakcyjności kolekcji decydują przede wszystkim pozytywne emocje i nadawane przez nabywców subiektywnie kryteria… Kryteria, które ja uważam za istotne każą mi uznać tę kolekcje za wartościową. Nie tyle z uwagi na to, czym komiks był w zamierzeniu twórców oraz w oczach pierwszych odbiorców, ani czym chciałaby go dziś uczynić firma DeAgostini, ale ze względu na to, czym się stał dla mnie po czterdziestu latach, gdy jego materia wraz z upływem czasu uszlachetniła się, zachodząc patyną i nasiąkając historią. Sądzę, że znajdzie się wielu potencjalnych czytelników, którzy myślą podobnie i to chyba właśnie oni będą najbardziej zadowoleni z zakupu, kiedy już zdecydują się wydać kilkadziesiąt złotych na każdy tom.
Jakub Turkiewicz
Tytuł: Komiksy Star Wars: Klasyczne opowieści 1
Autor: Różni
Wydawnictwo: De Agostini Polska
Rok wydania: 2018
Oprawa: twarda
Wydanie: I
Ilość stron: 192
ISBN: 978-3-96044-395-7