Tak, cieszyć się, ponieważ „Przebudzenie Mocy” przypadło mi do gustu, natomiast „Łotr 1” – zachwycił. A dokładniej – stał się moim ulubionym filmem ze wszystkich gwiezdnowojennych produkcji. Gdyby uznać „Gwiezdne Wojny” za baśń, w której kontrast między czernią i bielą jest wyraźny, to spin-off byłby utrzymanym w odcieniach szarości kinem wojennym. Tu naprawdę czuć wojnę. Widać, że Rebelia też musi ubrudzić sobie ręce, a szturmowcy wreszcie pokazują, dlaczego wzbudzali w ludziach taki strach. Z punktu widzenia przypadkowej ofiary wmieszanej w konflikt trudno powiedzieć, w czyje ręce gorzej wpaść. Postać Jyn pokazuje kolejny punkt widzenia – osoby, która nie chce mieć nic wspólnego ani z Imperium, ani z rebeliantami, ponieważ z punktu kogoś nieoglądającego się w górę, nie ma znaczenia, która flaga powiewa jej nad głową.
Niezwykłą frajdę sprawiło mi obserwowanie obsady, także ze względu na jej różnorodność. Nagle okazało się, że jest możliwe nakręcenie filmu akcji bez białego mężczyzny w roli głównej. Po Oscarze Isaacu gwatemalsko-kubańskiego pochodzenia, który mistrzowsko wcielił się w rolę Poe Dammerona w “Przebudzeniu Mocy”, mogliśmy tym razem podziwiać na ekranie Diego Lunę (Cassian Andor) meksykańskiego pochodzenia, Donniego Yena oraz Jianga Wena pochodzących z Chin oraz Riza Ahmeda znanego także jako Riz MC o pakistańskich korzeniach. Dodajmy do tego naprawdę niesamowitego Foresta Whitakera (czwarty na świecie Afroamerykanin ze statuetką Oscara dla najlepszego aktora) w roli Sawa Gerrery oraz mojego ukochanego Jimmy’ego Smitsa (pochodzenia portorykańskiego) powracającego w roli Baila Organy. Tak naprawdę trudno wyróżnić, kto grał najlepiej, gdyż wszyscy dali z siebie tysiąc procent normy, a wyjątku nie stanowiła główna bohaterka czyli Felicity Jones (Brytyjka) w roli Jyn Erso ani Mads Mikkelsen (Duńczyk) jako Galen Erso. Fajnie, że twórcy wreszcie zdecydowali się pokazać, że obok istot o rybich głowach czy z ogonami na głowie występują także ludzie o różnych wyglądach czy akcentach. A skoro już o „nieludziach” mowa – Alan Tudyk (czyli m.in. Wash z „Firefly” czy Sonny z „Ja, robot”) zachwycił dubbingując robota K-2SO. Wiadomo przecież, że „Gwiezdne Wojny” nie mogą obyć się bez zapewniającego zarówno komiczne, jak i wzruszające sceny robota, a twórcy pokazują, że potrafią pisać ich role wciąż i wciąż na nowo, nie tworząc kopii R2D2 czy C-3PO. No i utrzymując się w klimacie dubbingu – James Earl Jones ponownie przemówił głosem Lorda Vadera, zaś postać ta wciąż potrafiła wzbudzić grozę w widzu. Dodatkowo pojawiają się wywołujące uśmiech na twarzy widza cameo.
Akcja jest wartka, fabuła spójna i wciągająca, postaci pełnokrwiste i z pazurem, Michael Giacchino napisał zaś ścieżkę dźwiękową inspirowaną twórczością Johna Williamsa, ale też nie będącą zwyczajną kopią. Uważam, że dobrze oddał nastrój filmu, zarówno jego odrębność, jak i nawiązania do oryginalnej trylogii. Dla porządku wspomnę, iż fabularnie „Łotr 1” rozgrywa się pomiędzy nową a starą trylogią, tuż przed „Nową Nadzieją”. Wszyscy wszak wiemy, iż księżniczka Leia przed pojmaniem przez Dartha Vadera ukryła plany Gwiazdy Śmierci w R2D2 – twórcy (reżyser Gareth Edwards, scenarzyści Chris Weitz oraz Tony Gilroy i pomysłodawcy John Knoll oraz Gary Whitta) postawili sobie pytanie, w jaki sposób plany trafiły w jej ręce. Przez cały film będziemy zresztą trzymani w niepewności, czy załoga Łotra 1 ukończyła swoją misję z sukcesem, czy też dopiero ich następcy wykonali zadanie.
Efekty specjalne robią wrażenie – i mam na myśli zarówno scenografie miast i baz na rozmaitych planetach, konstrukcję Gwiazdy Śmierci czy postaci. Zdarzają się bowiem momenty, gdy za pomocą CGI twórcy przywołali na plan postaci z oryginalnej trylogii – i gdybym nie miała świadomości, iż to nie mogą być ci sami aktorzy, nie zauważyłabym różnicy. To naprawdę niezwykłe, jak technologia w tym zakresie poszła do przodu i tym większe wrażenie robi, gdy dla porównania włączymy starą trylogię. To porównanie pokaże także, że twórcy starali się oddać jej ducha nie nadużywając efektów komputerowych, kiedy nie było to konieczne.
Całość tworzy kompozycję naprawdę udaną: łączy w sobie wzruszenia, akcenty humorystyczne oraz adrenalinę i wartką akcję. Znakomita produkcja, przy której każdy wykonał kawał dobrej roboty, dzięki czemu efekt zachwyca. Największą wadą tego filmu jest to… że jest jeden i już się skończył. Mam nadzieję, że kolejne „Gwiezdne Wojny – historie” okażą się podobnymi perełkami.
Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam Gotan Kmieciak
Tytuł: Łotr 1. Gwiezdne Wojny – historie
Kraj produkcji: USA
Język: angielski
Premiera: 15 grudnia 2016 (Polska) 10 grudnia 2016 (świat)
Czas trwania: 133 minuty
Produkcja:
Reżyseria: Gareth Edwards
Scenariusz: Chris WeitzTony Gilroy
Muzyka: Michael Giacchino
Zdjęcia: Greig Fraser
Montaż: Colin Goudie, John Gilroy, Jabez Olssen
Obsada:
Felicity Jones: Jyn Erso
Mads Mikkelsen: Galen Erso
Diego Luna: Cassian Andor
Donnie Yen: Chirrut Îmwe
Wen Jiang: Baze Malbus
Alan Tudyk: K-2SO (głos)
Forest Whitaker: Saw Gerrera
Ben Mendelsohn: Orson Krennic
James Earl Jones: Darth Vader (głos)