Alfred Hitchcock oznajmił, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie powinno nieprzerwanie rosnąć. Choć cykl “Materia Prima” to nie film, to sądzę, że brytyjski reżyser mógłby go pochwalić. W końcu już w “Adepcie” akcja zapierała dech w piersiach, ale to nic w porównaniu z “Namiestnikiem”. Drugi tom serii rozgrywa się bowiem w 1916 roku.
Jak łatwo się domyślić, na arenie międzynarodowej zaszły ogromne zmiany. Trwa wojna, a Warszawa znalazła się pod niemiecką okupacją. Olaf Rudnicki i Anastazja pozostali w mieście, ale Niemcy mają co do alchemika pewne plany. Okazuje się, że może być on ważną kartą przetargową na wypadek negocjacji pokoju z Rosją. Co więcej, polscy patrioci postanawiają wykorzystać okazję, by stworzyć zalążek niepodległego państwa. Gdy Rudnicki ponownie spotka Aleksandra Borysowicza Samarina, okaże się, że przyjaciele walczą po przeciwnych stronach i nie ma znaczenia, jak bardzo obaj próbują nie mieszać się w politykę. A to jeszcze nie koniec kłopotów.
W “Namiestniku” Adam Przechrzta rozwija zarówno polityczną, jak i magiczną część swojego uniwersum. Dowiadujemy się więcej o enklawach i samej magii. Na całym świecie kształci się coraz więcej adeptów, a znaczenie magii – także militarne – rośnie. Oznacza to, że bohaterowie często będą musieli znaleźć się w miejscach, których nigdy nie odwiedziliby z własnej woli – dzięki swoim unikalnym umiejętnościom i specjalistycznej wiedzy. A co do samych enklaw… Każdy, kto czytał “Adepta”, wie już, że fauna enklawy może być inteligentna – Anastazja jest żywym dowodem, że obok bytów zwierzęcych występują tam demony bardziej humanoidalne (z braku lepszego słowa – w końcu theokataratos to istoty starsze niż ludzie). Okazuje się jednak, że inteligencja ta ma konsekwencje – wśród demonów istnieją polityczne frakcje o różnych interesach. W dodatku korytarze między światami stają się coraz szersze, dzięki czemu do enklaw mogą przedostawać się coraz silniejsze istoty. A naprawdę potężni theokataratos nie muszą obawiać się srebra, na którym opierają się granice między enklawami a resztą świata… Demony nie raz będą miały okazję naprawdę namieszać. Wraz z magią rozwija się też teologia – coraz więcej uwagi poświęcone jest temu, że zarówno fauna enklawy, jak i cała wykorzystywana przez adeptów magia, pochodzą wprost od Boga i są dowodem na jego istnienie. Rudnicki nie tylko rozmyśla nad swoim wcześniejszym ateizmem, ale i zastanawia się, czy nie ściągnie na siebie kary Najwyższego za wykorzystywanie mocy.
Polityka zaś coraz bardziej odchodzi od tego, co znamy z kart historii, nie tylko ze względu na magiczne domieszki. Przechrzta maluje własną wizję tego, jak mogłaby wyglądać I wojna światowa, choć w tle umieszcza zarówno postaci historyczne, jak i autentyczne organizacje. Coraz większą rolę polityczną zyskuje – ku swemu niezadowoleniu – Olaf Rudnicki. W Warszawie tworzą się zalążki polskiego rządu, większą rolę niż w “Adepcie” pełnią sztyletnicy – szczególnie rozwinięta zostaje postać Wiktorii blisko współpracującej z Rudnickim. Odniosłam wręcz wrażenie, że przez dobrą połowę (jak nie więcej) powieści wypierała ona Anastazję, której w tym tomie było stanowczo za mało. I to była chyba główna wada tej powieści – że tak potężna postać po początkowych rozdziałach zepchnięta została na margines, gdy Adam Przechrzta skupił się na rozwoju Rudnickiego i Samarina.
„Namiestnik” jest od „Adepta” o wiele mroczniejszy – trudno, by było inaczej, w końcu trwa jeden z największych konfliktów zbrojnych w historii. Nikt nie jest bezpieczny, o czym przekonujemy się, gdy autor zmusza nas do pochowania lubianych postaci. Bohaterowie mogą dokonać naprawdę wiele, ale jednocześnie płacą cenę za swoje postępki. Jednocześnie wciąż zdarzają się sceny zabawne (gospodyni Okoniowa powraca regularnie i pozwala zaśmiać się nawet w groźnych okolicznościach), a nawet naprawdę wzruszające – jak wtedy, gdy Samarin spotyka córkę swojej ukochanej niani z dzieciństwa, a następnie nawiązuje kontakty z innymi jej wychowankami.
Naprawdę jestem ciekawa, co Adam Przechrzta zgotował dla swoich bohaterów w trzecim tomie. Tym bardziej, że dotychczasowe tytuły – „Adept” i „Namiestnik” – odnosiły się do Olafa Rudnickiego, a tytuł „Cień” sugeruje, że tym razem uwaga skupi się na kimś zupełnie innym… ale może to alchemik zostanie nowym Cieniem? Ta zagadka będzie dręczyć mnie tak długo, aż nie zostawię za sobą ostatniej kartki trzeciego tomu „Materia Prima”.
Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam Gotan Kmieciak
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów
Tytuł: “Namiestnik”
Autor: Adam Przechrzta
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera: 14 czerwca 2017
ISBN: 978-83-7964-241-0
Oprawa: broszurowa
Liczba stron: 460