„Ostatni Namsara” to debiutancka powieść Kristen Ciccarelli. Debiuty mają to do siebie, że mogą okazać się totalną klapą lub smakowitym kąskiem w literackim świecie, prawdziwym nieoszlifowanym diamentem mogącym zrewolucjonizować rynek wydawniczy. A jak jest w tym przypadku? Gdybym miała opisać powieść Ciccarelli jednym zdaniem, powiedziałabym, że to książka dobra dla niewymagającego czytelnika. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku — smoki, legendy, miłość, przyjaźń, cierpienie, polityka, odwaga. Co mogło pójść nie tak?
Asha, zwana Iskari — Niszczycielka, to młoda, ledwie osiemnastoletnia dziewczyna, łowczyni smoków, córka króla Figaardu. Lata temu popełniła błąd, przez który spłonęła połowa miasta, a jej twarz została oszpecona paskudną blizną. By oczyścić swoje imię w oczach poddanych poluje na smoki, które wabi do siebie opowiadając stare, zakazane historie — te same, których opowiadanie zabiło jej matkę. Dziewczyna za parę dni zostanie zmuszona by polubić Jarka — głównodowodzącego armii patrzącego na nią bez przerwy pożądliwym wzrokiem. Wkrótce pojawia się okazja, by uniknąć okrutnego obowiązku i raz na zawsze odkupić winy. Asha ma zabić Kozu — Pierwszego smoka. Tego, od którego wszystko się zaczęło.
Nie tylko siłą można zadać cios
Fabuła powieści jest dobra, choć zabrakło mi w niej tego „czegoś”. Myślę, że autorka dość nieśmiało wkracza w ten nowy dla siebie świat i jeszcze boi się ryzykownych zagrań. Owszem, w „Ostatnim Namsarze” koniec końców pojawił się dość zaskakujący zwrot akcji, jednak mnie osobiście niezbyt ujął. Miałam i nadal mam wrażenie jakby do pisania tej powieści Ciccarelli podeszła dość zachowawczo, schematycznie, wręcz podręcznikowo i nieco hamowała swoją inwencję twórczą.
Poza walką ze smokami, zawirowaniami politycznymi związanymi z nadchodzącą wojną, w powieści na pierwszy plan wysuwa się także wątek miłosny. Bardzo cieszy mnie to, że rozwijał się tak naturalnie i spokojnie, a co najważniejsze prawdopodobnie. Nigdy nie zrozumiem książek, w których bohaterowie już na samym początku wyznają sobie miłość do grobowej deski. Ciccarelli na całe szczęście nie poszła tą utartą już drogą. Romans, który ukazała nie był wyidealizowany, lecz pełen obaw i tragizmu. Bohaterowie nie mieli lekko i nie raz, nie dwa, ich uczucie było wystawiane na próbę. Sam wątek miłosny został świetnie stworzony, jednak to, między kim, a kim do niego doszło było bardzo przewidywalne, co niestety trochę mnie rozczarowało.
Z kreacją głównych bohaterów autorzy na ogół jakoś sobie radzą. Z głównymi bohaterkami jest zwykle gorzej. Jak to wypadło w „Ostatnim Namsarze”? Poprawnie. Ashy raczej nie można wiele zarzucić. Dobrze radziła sobie w sytuacji, w jakiej się znalazła. Znacznie różniła się od stereotypowej księżniczki, zdecydowanie lepiej czuła się w zbroi ze smoczych łusek niż w balowej sukni. Wykazywała się odwagą, była posłuszna — może aż zanadto, i choć była królewską córką nie zadzierała nosa i nie wywyższała się. Od głównej bohaterki wymagałabym jednak nieco więcej, pewnej indywidualności i niepowtarzalności. Jak na razie Asha jest mi zupełnie obojętna. Może wraz z kolejnymi tomami stanie mi się nieco bliższa.
Podobnie jest z resztą bohaterów. Są dość płascy, mają po 2-3 cechy i nic więcej. Kuzynka Ashy, Safira jest po prostu kuzynką. Miłą i pomocną. Jarek, czyli przyszły mąż bohaterki jest zaborczy i rządny władzy. W zasadzie żaden z bohaterów nie przechodzi przemiany i nie zaskakuje. Zawsze byłam zdania, że lepiej stworzyć kilka postaci, ale dobrze nakreślonych, z charakterem, niż grono nijakich. „Ostatnim Namsarze” nie ma ani tego, ani tego.
Największym problemem historii jest świat. Bardzo przypomina mi przeróżne gry RPG, ale niestety w negatywny sposób. Czytając powieść Ciccarelli czułam się właśnie jak w grze. Idę, idę, aż w pewnym momencie mapa się kończy i dalej już przejść nie mogę. Autorka wykonała dopiero szkic świata. Zapomniała połączyć to wszystko w całość i dodać kolory. Skupiła się na królestwie i czasem nawet wplatała opisy sal pałacowych lub innych miejsc uczęszczanych przez Ashę, ale to tyle. Nie chodzi mi o to, by opisywać każde napotkane po drodze drzewo, pisać, ile ma gałęzi, ile na tych gałęziach jest liści. Nie, chcę po prostu zamknąć oczy i widzieć ten świat. Tak mniej więcej. Chcę wiedzieć, czy królestwo jest duże czy małe, dostatnie czy biedne, czym zajmują się mieszkańcy, i wreszcie co jest poza Figaardem. Tego zdecydowanie mi zabrakło.
To, czy komuś przypadnie do gustu debiutancka powieść Ciccarelli czy nie, zależy od jego podejścia do książek. Od tego, czego od nich wymaga. Czytelnicy zafascynowani smokami i legendami powinni być zachwyceni. Tak samo jak każdy, kto traktuje ją jedynie jako rozrywkę, tego „Ostatni Namsara” z całą pewnością dostarcza. Wszyscy ci, którzy wymagają jednak nieco więcej, którzy pragną, by każda kolejna przeczytana przez nich historia była cegiełką kształtującą to, kim są, mogą poczuć się zawiedzeni. Opowieść o Ashy ma potencjał, choć do tej pory niewykorzystany. Nie powiem, bym źle spędziła czas przeznaczony na czytanie jej, ale liczyłam na coś więcej. Na bardziej dopracowaną i zaskakującą fabułę. Liczę na to, że wraz z tym, jak rozwinie się kariera literacka pisarki, poprawi się jej warsztat. Tego serdecznie życzę jej oraz wszystkim czytelnikom tej, oraz kolejnych powieści Cicarelli.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu IUVI
Patrycja „Ilussia” Ratajczak
Redakcja i korekta: Adam Gotan Kmieciak
Tytuł: Ostatni Namsara
Tytuł oryginału Iskari: the last Namsara
Autor: Kristen Ciccarelli
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 9 maja 2018
ISBN: 9788379660414
liczba stron: 416