Muszę tu przywołać pewną dygresję: odkąd pamiętam, chciałam zostać dziennikarką, więc przy okazji spotkań z rozmaitymi dziennikarzami, pytałam, jakie studia mi polecają. I wszystkie odpowiedzi brzmiały mniej więcej: „Wszystko jedno, jakie, byle nie dziennikarstwo. Tam nauczysz się po prostu pisać, a dziennikarz musi pisać o czymś”. Nie chcę tu obrażać studentów czy wykładowców dziennikarstwa – możliwe, że ta ocena jest niesprawiedliwa. Nie przekonałam się o tym w praktyce, ponieważ po licznych radach rzeczywiście wybrałam inne studia. Nie diagnoza sensowności studiowania jest tu pointą, a fakt, że najlepiej pisać o tym, na czym się zna. I Milena Wójtowicz właśnie to robi.
„Absolwentka socjologii na UMCSie w Lublinie, Coachingu w Biznesie w Wyższej Szkole Biznesu i Zarządzania Bezpieczeństwem i Higieną Pracy na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Zwierz biurowy, HaeRka i behapówka” – czytamy w notce biograficznej zamieszczonej na skrzydełku powieści. A bohaterami „Post Scriptum” są właśnie behapówka i coach.
Brzmi mało fantastycznie? Spokojnie… Otóż Sabina Piechota i Piotr Strzelecki wykonują może dość zwyczajne zawody, ale tę parę do założenia wspólnej firmy zmobilizowała wspólna grupa docelowa, którą są… nienormatywni. Pod tym słowem-kluczem kryć może się wszystko: wiły, wampiry, wilkołaki – wszelkie potwory i stworzenia niebędące ludźmi. (Choć trzeba przyznać, że Sabina i Piotr nikogo nie dyskryminują – pracują też homo sapiens sapiens, na przykład tymi, którzy zatrudniają nienormatywnych czy w nietypowych warunkach przekonali się o ich istnieniu). Sami bohaterowie też zaliczają się do nienormatywnych, ale ich prawdziwa tożsamość to coś, co autorka będzie ujawniać stopniowo, rozgrzewając ciekawość czytelnika do czerwoności.
Z początku wiemy tylko, że oboje są profesjonalistami w swoich działkach. Sabina prowadzi szkolenia z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy przy rytuałach okultystycznych i pokrewnych, a Piotr odbywa sesje z duchami, przekonując je, by przestały nawiedzać bliskich i wszystko w ich życiach toczy się utartymi torami, aż pewnego dnia odbierają telefon z nietypowym wezwaniem. A dokładniej: chodzi o próbę morderstwa. Czyżby ktoś naoglądał się „Supernaturala” i postanowił zostać dolnośląskim wcieleniem Deana Winchestera? Bohaterowie chcąc, nie chcąc (bardziej „nie chcąc”) trafiają w sam środek poplątanej afery kryminalnej.
Mamy więc fantastykę (a dokładniej urban fantasy), mamy kryminał, ale „Post Scriptum” ma jeszcze jeden składnik, chyba najważniejszy – komedię. To zdecydowanie powieść, przy której można się oderwać od ponurej rzeczywistości. Absurd goni absurd, a bohaterowie często-gęsto muszą improwizować, ponieważ nikt nie napisał podręcznika, jak rozwiązywać zagadki z udziałem osób nienormatywnych.
Poczucie humoru jest mocną stroną Mileny Wójtowicz i „Post Scriptum” jest tego twardym dowodem. Inną zaletą powieści są bohaterowie – zarówno postaci pierwszoplanowe, jak i epizodyczne, zostały skonstruowane umiejętnie – z wadami i zaletami. Każda postać ma swój unikalny charakter, a interakcje między nimi wypadają ciekawie – zwłaszcza, że większość akcji rozgrywa się w małym miasteczku i okolicznych wsiach, gdzie wszyscy wszystkich znają.
Fabuła prowadzona jest sprawnie – nie brak zaskakujących zwrotów akcji, dzieje się dużo, a jednocześnie wydarzenia są naprawdę wiarygodne. Sabina i Piotr nie stają się nagle Sherlockami ani Avengersami – widać, że śledztwo jest dla niech sprawą niecodzienną i problematyczną. Na zmianę odkrywają, że poprosić o pomoc specjalistę lub popełniają piramidalne głupoty. Nawiązania do popkultury nie są tu przypadkowe – powieść jest nimi najeżona. Jeśli w czasie oglądania rozgrywającego się współcześnie filmu o zombie zdarzało wam się utyskiwać, że dlaczego nikt nie skomentuje: „Ej, to jak w »Nocy żywych trupów«!”, to tutaj nie będziecie mieć powodów do narzekania. Nienormatywni wykreowani przez Milenę Wójtowicz nie tylko oglądają „Supernaturala”, ale jeszcze kombinują, jak wrzucić faktury za DVD w koszty.
Na docenienie zasługuje też fakt wprowadzenia przez autorkę postaci aseksualnej – o ile w kwestii reprezentacji osób homo- i biseksualnych w popkulturze powoli robimy postępy, to reprezentacja asów pozostaje mocno w tyle. Swoją drogą cały wątek nienormatywnych można uznać za metaforę podejścia do mniejszości. Nie jest oczywiście idealna (strzygi czy wampiry rzeczywiście zagrażają ludziom, ale już wiły są całkowicie nieszkodliwe), ale Milena Wójtowicz ładnie zarysowuje relacje między ludźmi a nieludźmi, gdzie przyjaźń jest ważniejsza niż różnice między gatunkami. A to przesłanie jest uniwersalne, bez względu na to, czy przyjaciel ma kły i pazury, czy tęczową przypinkę w klapie.
Jest w końcu post scriptum do „Post Scriptum” – w epilogu głos dostają postaci epizodyczne i okazuje się, że w świecie stworzonym przez pisarkę wiele rzeczy zostało do odkrycia przez bohaterów… oraz, oczywiście, czytelników. Ale to już w tomie drugim, czyli „Vice Versa”! Na szczęście już dostępnym na księgarnianych półkach.
Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam Gotan Kmieciak
Tytuł: Post Scriptum
Autor: Milena Wójtowicz
Gatunek: fantasy dla dorosłych
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 25 kwietnia 2018
ISBN: 978-83-7686-672-7
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Wymiary: 135×200