Miast wstępu przyznam, iż poprzednich części serii “Inni” stety niestety, nie czytałam, więc wszystkie moje odczucia i obserwacje zawarte w recenzji dotyczą jedynie ostatniego, piątego tomu. Może zawierać drobne spoilery. A zatem do dzieła!
Świat, jaki stworzyła Anne Bishop, diametralnie różni się od znanej nam rzeczywistości, pełen jest zagadek i niebezpieczeństw. Ziemią nie władają ludzie, lecz terra indigena: m. in. sanguinati, czyli wampiry, zmiennokształtni, Żniwiarze czy wreszcie tajemniczy, budzący grozę Starsi, którzy potrafią bezlitośnie obejść się z każdym, kto zagraża względnemu porządkowi i pokojowi panującemu między rasami. Powstania ruchu Ludzie Przede i Nade Wszystko, domagających się dominacji ludzi nad światem, zostały brutalnie stłumione, śmierć poniosło mnóstwo niewinnych osób i terra indigena, a w powietrzu wciąż unosi się strach o przyszłość świata.
W takich okolicznościach poznałam główną bohaterkę Meg Corbyn, wieszczkę krwi, która potrafi przepowiedzieć przyszłość, nacinając sobie kawałek skóry. Jako, że umiejętności Meg i podobnych jej dziewcząt są wykorzystywane przez “właścicieli” w celach zarobkowych, nie ma ona łatwego życia, zwłaszcza, że wciąż pamięta, krzywdy doznane od dawnych opraców, którym cudem uciekła. Zamieszkuje ona Dziedziniec w Lakeside, w którym ludzie oraz terra indigena stworzyli zgraną społeczność. Jej najlepszy przyjaciel to Simon, zmiennokształtny wilk, który jest, a jakże, szefem swojego wilczego stada. Punkt gastronomiczny prowadzi Żniwiarz (żniwiarka?) Tess, której nastrój można postać po zmianie koloru i skrętu włosów – to zdecydowanie moja ulubiona postać. Poza nimi Dziedziniec zamieszkują także jastrzębie, sanguinati – swoją drogą, oryginalne imię: Vlad, zwłaszcza dla krwiopijcy – i, oczywiście, ludzie. Ludźmi kluczowymi dla fabuły są porucznik Montgomery zwany Montym, pracujący na komisariacie policji, jego matka Twyla, siostra Sierra (Sissi) oraz brat Cyrus, zwany Jimmym. I tu, niestety, kończą się moje zachwyty, a zaczynają się schody.
Jimmy jest tym złym, najgorszym, najczarniejszym charakterem, bo tak nam mówi autorka. Jeszcze zanim pojawił się w Lakeside, z ust jego matki i brata dowiedziałam się, że zamiast uczciwie pracować wolał robić ciemne interesy, że to manipulator, że wykorzystuje ludzi, a swoją biedną siostrę Sissi owinął sobie wokół palca już w dzieciństwie, bo, oczywiście, już jako dziecko był okrutny. Zaczęłam się w tym momencie zastanawiać, jak ten biedny średni brat musiał być traktowany, gdy Sissi dołączyła do rodziny i zajęła jego dotychczasowe miejsce najmłodszego dziecka, ale skoro autorka za pośrednictwem tych dobrych, czyli Twyli i Monty’ego, przekazuje nam, że sprawiedliwie, to znaczy, że sprawiedliwie i kropka i on jest po prostu zły z natury. Gdy Jimmy wreszczie wkracza na scenę, wywraca życie całego Dziedzińca do góry nogami, knuje, jakby tu zdobyć dla siebie więcej jedzenia, niż mu się należy, z wrogości mieszkańców i możliwości bycia rozszarpanym na strzępy przez terra indigena niewiele sobie robi, a gdy poznajemy zapis jego myśli, nie uświadczymy choćby jednego neutralnego zdania, bo pan Montgomery albo obraża całą swoją rodzinę, albo przypadkowych ludzi i nieludzi, albo kombinuje, co by tu nielegalnego zrobić. Niestety, taka kreacja antagonisty i wskazywanie czytelnikowi paluszkiem, kto jest dobry a kto zły, kompletnie spłyca tę postać i nie pozwala traktować jej jak realnego zagrożenia. O wiele lepiej udali się autorce pozostali mieszkańcy Dziedzińca. Ich relacje, więzi między nimi oraz charaktery pokazane zostały za pomocą codziennych sytuacji i błyskotliwych dialogów, dzięki czemu nie stali się takimi karykaturami, jak Jimmy. Lubię poznawać bohaterów od podszewki, rozumieć ich motywacje, problemy, wiedzieć, z kim się przyjaźnią i z kim mają na pieńku – to dodaje powieści realizmu i pozwala “wczuć się” w perypetie postaci.
Pierwsza połowa książki poświęcona jest głównie opisom życia codziennego w Lakeside, przypomnieniu, co stało się w poprzednich tomach – ukłon w stronę autorki, choć osobom zaznajomionym z serią może to przeszkadzać – słowem: nakreślone zostały relacje międzyludzkie i międzygatunkowe tam panujące, aktualna sytuacja finansowa, stan zapasów żywności… Choć niewątpliwie jest to zabieg konieczny, wynudziłam się koszmarnie. Da się opisy świata przedstawionego skrócić bądź wpleść między sceny właściwej akcji, aby nie były tak nużące. Jedynie ogromna ochota poznania Jimmy’ego, do którego zapałałam przekorną sympatią, osładzała mi te chwile. Po jego pojawieniu się w społeczności – z góry negatywnie do niego nastawionej – nastąpił przełom. Konflikty, zarówno te rodzinne, jak i zawodowe, autorka opisała niezwykle wiarygodnie, choć nie zasiała ziarnka niepokoju co do ewentualnego obalenia panujących na Dziedzińcu zwyczajów. Jimmy nie chce dostosować się do dalekich od ludzkich reguł, uznać zwierzchnictwa terra indigena, a jedynie “zarobić i się nie narobić”. Mógłby być porywającą i stwarzającą autentyczne zagrożenie postacią, której zmarnowanego potencjału nie jestem w stanie przeboleć. Nie przypadła mi do gustu także główna bohaterka Meg Corbyn, w której zauważyłam, niestety, odrobinkę marysuizmu. Jest nieco naiwna, ale w miarę zaradna i bardzo sympatyczna, ot, zwyczajna dziewczyna z niezwyczajnymi umiejętnościami. Lubią ją wszyscy na Dziedzińcu, wszyscy chcą ją chronić, gdyby się nie pojawiła mieszkańcy nie staliby się taką zgraną społecznością, i ten szczególny dar, trzeba jej strzec jak oka w głowie! Postać bardzo fajna, ale zbyt dużo zachwytów nad nią potrafi zniechęcić wielu czytelników. Zalążek właściwej akcji książki – nie będzie chyba zbyt dużym spoilerem wspomnienie, że chodzi o interakcję Jimmy’ego i Meg – wprowadzony został zdecydowanie zbyt późno. Autorka nie dała mi szansy poczuć realnego zagrożenia, nie zasiała ziarnka niepewności czy niepokoju, przez co nawet sceny pościgów, dramatycznych ucieczek i walki o życie nie wzbudziły we mnie zbyt wielkich emocji.
Jeśli fascynują Was psychologiczne aspekty życia małej społeczności, która nigdy nie może czuć się w 100% bezpieczna, zdecydowanie polecam sięgnięcie po tę pozycję. Szczególnie interesujące są interakcje międzygatunkowe, pokazujące nam niuanse i specyficzne formy komunikatów, na które zwykle nie zwracamy uwagi – a z perspektywy wilka czy jastrzębia w ludzkiej skórze są one wyjątkowo absurdalne. Fani wartkiej, wciągającej akcji mogą się nieco ponudzić, czekając na nią oraz rozczarować gorzko, gdy już ją dostaną.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Initium
Katarzyna Zaród
Koreekta: Adam Gotan Kmieciak
Tytuł: Zapisane w kartach
Autor: Anne Bishop
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Initium
Premiera: 1 listopada 2017
ISBN: 78-83-62577-60-6
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 528