Dawno, dawno temu… W PRL-u
[W holu kina Rialto powoli zbierał się tłum widzów. Część jednak postanowiła zaczekać na rozpoczęcie seansu przed budynkiem]
„Wojna Gwiazd” to zrealizowany ze sporym rozmachem film dokumentalny, za którego powstanie odpowiadają Radosław Salamończyk i Jakub Turkiewicz. Produkcja zabiera nas do epoki PRL-u i skupia się na początkach popularności „Gwiezdnych wojen” w naszym kraju. Twórcy włożyli naprawdę sporo pracy w powstanie tego obrazu, czego efektem jest bardzo treściwa i pełna ciekawych informacji wycieczka po minionej epoce. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tego typu film zrobi na mnie aż takie wrażenie. Dokumenty kojarzyły mi się raczej z mniej interesującymi obrazami, a tutaj proszę, zostałem naprawdę mile zaskoczony! I to mimo tego, że część faktów poznałem już wcześniej, z cyklu artykułów Jakuba Turkiewicza publikowanego na łamach Efantastyki.
W filmie mamy okazję poznać nie tylko początki zjawiska w naszym kraju, ale także dowiadujemy się, jak wyglądało życie fanów, którzy nie mieli dostępu do zagranicznych gadżetów związanych z „Gwiezdnymi wojnami”. Historia pierwszych fanklubów, szał związany ze zdjęciami pochodzącymi z obcojęzycznych gazet czy produkowane w naszym kraju podróbki figurek pokazują, jak bardzo temat historii stworzonej przez George’a Lucasa przemówił do naszego społeczeństwa i jak wielki ślad po sobie w nim zostawił.
Sam się w pewnym momencie złapałem na tym, że w moim domu były zabawki, które z całą pewnością wywodziły się z omawianych w dokumencie fabryk i trochę szkoda, że wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaką wartość kolekcjonerską obecnie posiadają.
[Sala powoli zapełniała się widzami]
W materiale mieliśmy okazję zapoznać się ze wspomnieniami kilku osób, które dość aktywnie działały na rzecz promowania świata „Star Wars” w naszym kraju. Twórcy musieli zjeździć kawał Polski, aby ze wszystkimi porozmawiać, jednak ostateczny efekt z pewnością wart był tego wysiłku. Otrzymaliśmy bardzo szczegółowy materiał o początkach zjawiska, dowiedzieliśmy się, jak komunistyczna cenzura reagowała na działalność fanów, a także jak wyglądały ówczesne fankluby i jakim problemem było utrzymanie ich.
Właśnie ten element przykuł moją największą uwagę. Pierwsze inicjatywy dotyczące zrzeszania się fanów, a także późniejsze problemy związane choćby ze odpowiadaniem na przychodzące listy – zainteresowanie tematem było tak wielkie, że bardzo szybko sprawne zarządzanie działalnością takiego fanklubu stawało się problematyczne.
Jeszcze ciekawszym faktem było to, że część z wypowiadających się osób miałem okazję poznać osobiście, co jeszcze bardziej spotęgowało moje odczucia podczas seansu. Nie powiem, bym był tym faktem tak do końca zaskoczony. Piotr Cholewa po dziś dzień bierze aktywny udział w promowaniu w naszym kraju fantastyki. Słuchanie padających z jego ust wypowiedzi o rodzącej się w kraju pasji i zjawisku, wobec którego nie można było przejść obojętnie, uświadomiło mi jednak, jak wiele się przez te lata zmieniło i jak wyglądały organizacje fantastyczne w czasach, gdy o Internecie marzyli co najwyżej pisarze science fiction.
Bardzo ciekawie wypadł także montaż. Poszczególne ujęcia idealnie do siebie pasowały i w efekcie tego tworzyły profesjonalny obraz, którego nie powstydziłyby się duże wytwórnie filmowe. Oryginalny dodatek stanowiły także animacje wykonane na potrzeby dokumentu. Stylizowane na film poklatkowy proste rysunki w zeszycie z jednej strony stanowiły ciekawy przerywnik, z drugiej natomiast budziły pewien sentyment do dawnych czasów.
Warstwa dźwiękowa także stała na wysokim poziomie. Tylko raz zdarzyła się sytuacja, w której trochę ciężko było zrozumieć odbywającą się właśnie rozmowę, ale wyraźnie twórcy byli tego świadomi i na ekranie pojawiły się wówczas napisy.
„Wojna gwiazd” to prawdziwa gratka dla osób, które chciałyby się dokładniej zapoznać ze zjawiskiem rodzącej się w naszym kraju popularności świata „Gwiezdnych wojen”. Twórcy zadbali o to, aby w przystępny sposób zabrać widza w podróż w czasie. Podróż, która pozostawi po sobie nie tylko fajne wspomnienia, ale i przy okazji czegoś nauczy. Przede wszystkim jest to jednak dowód na to, że jak się coś kocha, to jest się w stanie góry przenosić, bo jak inaczej można określić wysiłek, jaki twórcy włożyli w powstanie tak profesjonalnego dokumentu? (A ówcześni fani w pielęgnowanie swojej pasji.)
[Radosław Salamończyk i Jakub Turkiewicz]
Jeżeli jednak moje słowa nie są w stanie Was przekonać, to żałujcie, że nie słyszeliście braw, jakie rozniosły się po sali kina Rialto po pokazie premierowym. Gwarantuję, że one same wystarczyłyby za odpowiednią rekomendację.
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska