O „Pieśni Lodu i Ognia” można powiedzieć wiele rzeczy – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Faktem jest jednak, że opisy potraw, ubrań, bitew i innych, mniej przyjemnych, rzeczy zajmują w niej pokaźne miejsce. Parafrazując słowa Martina z przedmowy, bez tego świat nie byłby kompletny i prawdziwy. Do pewnego stopnia należy się z nim zgodzić, ale tylko do jakiegoś momentu, bo ileż można pisać o tym samym? Pojadę prywatą: w Tańcu ze smokami nie ma nic innego niż jedzenie, zanudziłam się na śmierć! Jedno trzeba jednak autorowi przyznać: wyszła z tego bardzo ciekawa i praktyczna książka kucharska!
George R.R. Martin nie należy do moich ulubionych pisarzy. Powiem więcej, jego brak szacunku do czytelników, lekceważenie ich i wymyślanie przeróżnych wymówek, które mają na celu ukrycie, że na Uczcie dla kruków skończyła mu się wena, sprawiły, iż z ogromnym sceptycyzmem patrzę na pisarskie poczynania owego wielkoluda. Dawno temu zaciekawił mnie jednak Inn at the Crossroads – blog dwóch dziewczyn: Chelsea Monroe-Cassel i Sariann Lehrer, które zainspirowane powieściami autora, postanowiły przekuć fikcję w rzeczywistość i zaczęły przyrządzać potrawy opisane w „Pieśni”. Rezultatem tych starań jest właśnie Uczta Lodu i Ognia. Z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim smakoszom, nawet tym zupełnie niezainteresowanym książkami.
Owe dzieło zawiera wszystko, czego współczesny kucharz potrzebuje, żeby stworzyć przepyszne jedzenie i nacieszyć brzuch oraz oczy bogactwem i różnorodnością podawanego w Siedmiu Królestwach i za Wąskim Morzem jadła. Uczta została podzielona według krain geograficznych fikcyjnego świata: mamy zatem rozdziały poświęcone Murowi, Północy, Południu, Królewskiej Przystani, Dorne i ziemiom Denerys. Teraz dopiero uwidaczniają się różnice pomiędzy tymi miejscami! Inne przyprawy, inne składniki, inny sposób podawania – wszystko układa się w pełniejszy obraz. Dodatkowe rozdziały omawiają zaopatrzenie średniowiecznej kuchni (czyli, co należy przygotować), podstawy gotowania, charakterystykę dań z różnych regionów, a nawet propozycje menu. Nic nie zostało pominięte. Autorki podały także współczesne wersje średniowiecznych potraw, aby czytelnik nie musiał chodzić po puszczy w poszukiwaniu tura, którego mógłby zjeść.
Ale czy jest to zjadliwe, pytacie? Otóż podjęłam się (z pomocą kilku znajomych) przygotowania paru rzeczy z listy, żeby na własnym żołądku przekonać się o ich walorach. Śniadanie na Murze z czarnym chlebem, kaczka w cytrynach z Dorne z podpłomykami i sałatką, tartoletki rybne z Królewskiej Przystani, cytrynowe ciasteczka Sansy i lemoniada to tylko kilka z wypróbowanych przez nas dań. Każde zasługuje na oddzielny paragraf, bo rzeczywiście smakują tak, jak wyglądają, a wyglądają bosko. Najlepszym jest jednak to, że przygotowanie nie okazuje się żmudne, produkty są powszechnie dostępne, a autorki podały zamienniki na co bardziej „interesujące” artykuły (typu wcześniej wymieniony tur czy żubr). Na szarańcze w miodzie czy opiekanego węża na razie się jednak nie zdecyduję…
Sama książka cieszy oczy. To właśnie ze względu na tę twardą okładkę, miriady zdjęć i niesamowicie staranne wydanie podjęłam się recenzji. Widok tych pasztetów, kaczek, sałatek i ciasteczek sprawił, że gdy wzięłam ją do ręki, już nie puściłam (a zapach kartek, och, jaki piękny!). Uczta zdobi półkę z książkami.
Jak napisałam w pierwszej linijce, wegetarianie praktycznie nie znajdą niczego, co zaspokoi ich gusta, chyba że skupią się na smakołykach, napojach i nielicznych sałatkach. Średniowiecze nie rozpieszczało niemięsożerców. Ale reszta zdecydowanie nie pożałuje zakupu tej pozycji.
A teraz czekam na Krawiectwo poprzez Siedem Królestw!
Diana „Mongfind” Cereniewicz
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
Wydawnictwu Literackiemu
Tytuł polski: Uczta Lodu i Ognia
Oryginalny tytuł: A Feast of Ice and Fire
Autorki: Chelsea Monroe-Cassel, Sariann Lehrer
Wydanie: I
Przekład: Łukasz Małecki
Data premiery: listopad 2013
Format: 165×240 mm
Formaty ebook: EPUB MOBI
Zabezpieczenia ebook: watermark
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-08-05229-7