Filmową fabułę można streścić w jednym zdaniu: pozbawiony pamięci Thomas trafia do tak zwanej Strefy, na terenie której wraz z innymi nastoletnimi chłopcami próbuje wydostać się z otaczającej ich pułapki (tytułowego „żywego” i bardzo niebezpiecznego gigantycznego labiryntu). I tyle wystarczy, ponieważ każdy kolejny opis scen to jawny spojler, odbierający wszelką przyjemność płynącą z seansu. Jedno jest pewne – w przeciwieństwie do książki filmowego Więźnia labiryntu nasycono zwrotami akcji. Nie ma nużących i nic nie wnoszących do fabuły scen. Całą tajemnicę odsłania się powoli, dzięki czemu widz nie zerka na zegarek i tym samym może się wciągnąć w fabularne zawiłości.
Bohaterowie – są o wiele bardziej interesujący niż ich literackie oryginały! Przede wszystkim nie zlewają się w jedną całość i wyróżniają się zarówno fizycznie, jak i psychicznie spośród tłumu zagubionych nastolatków. Oczywiście spośród wszystkich aktorów prym wiódł Dylan O’Brien (Teen Wolf, Stażyści), ale dość szybko swoją grą dogonili go Thomas Brodie-Sangster (to ten słodki chłopak z Love Actually i Gry o tron!) oraz, w moim odczuciu niezwykle irytujący, ale utalentowany, Will Poulter (Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu, Millerowie). Postać Teresy granej przez Kayę Scodelario (kultowa Effy ze Skinsów) w moim odczuciu wypadła lepiej niż jej książkowa wersja, ponieważ jest o wiele bardziej zaradna i samodzielna.
Było o fabule, o protagonistach, teraz nadszedł czas, aby ocenić efekty wizualno-dźwiękowe. A te stoją na naprawdę wysokim poziomie. Przedstawienie bóldożerców, czyli połączenia gigantycznych mechów z żywymi zwierzętami, i ukazanie ogromnego labiryntu doskonale oddają mroczny, posępny i klaustrofobiczny klimat świata, w jakim obracają się główne postacie. Bardzo dobrze wypadają zwłaszcza końcowe sceny walk na terenie tej żywej pułapki. Więzień labiryntuto atrakcyjne wizualnie przedstawienie, jakiemu nie sposób zarzucić jakichkolwiek braków, czy też niedociągnięć. Gorzej ze ścieżką dźwiękową, która jest po prostu… normalna. Nie wywołała we mnie dreszczu podniecenia ani też chęci dalszego zapoznania się z kolejnymi utworami soundtracka. A szkoda, trochę zmarnowany potencjał.
Ogromnym plusem jest położenie przez reżysera nacisku na aspekt przygodowy. Nie ma walki dobra ze złem, pompatycznego wątku romansowego ani też nic nie wnoszących, podniosłych dialogów lub przemów bohaterów. Ich miejsce zajęła ciekawość: poznawanie wszystkich zakątków labiryntu, główkowanie nad jego opuszczeniem, a także przyczynami, dlaczego grupa tak różnych od siebie nastolatków znalazła się w tym dziwnym i opuszczonym terenie. I chociaż fani literackiej wersji będą kręcić nosami, jak wiele ważnych informacji pominięto albo też bardzo uproszczono, to moim zdaniem wychodzi to na plus dla widza, który nie zna twórczości Dashnera.
Więzień labiryntu to dobra ekranizacja. Nie powala, ale i nie nuży, przyjemnie się go ogląda. Otwarte zakończenie pozostawia uczucie niedosytu, niemniej jest zgodne z książkowym oryginałem. Również filmowi bohaterowie są o wiele bardziej wyraziści i sympatyczniejsi niż ich literackie odpowiedniki. W moim odczuciu wielkim plusem jest brak wątku miłosnego, dzięki czemu męska część widowni (i ja sama!) nie musi wywracać oczami podczas kolejnych romantycznych wyznań. I, co najważniejsze, w kinowym repertuarze zaczynają się pojawiać obrazy z gatunku science-fiction, które są odskocznią od paranormalnych romansów (saga Meyer, Akademia wampirów, Piękne istoty). Czy warto? Odpowiedź jest krótka – tak.
Patrycja “Pattyczak” Wołyńczuk
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
sieci Cinema City
Tytuł: Więzień labiryntu
Tytuł oryginału: The Maze Runner
Gatunek: thriller, akcja, sc-f
Czas trwania: 1 godz. 53 min.
Kraj produkcji: USA
Premiera polska: 19 wrzesień 2014
Reżyseria: Wes Ball
Scenariusz: Noah Oppenheim, T.S. Nowlin, Grant Pierce Myers
Obsada:
Thomas: Dylan O’Brien
Alby: Aml Ameen
Minho: Ki Hong Lee
Chuck: Blake Cooper
Gally: Will Poulter
Teresa: Kaya Scodelario
Newt: Thomas Brodie-Sangster