Ten świat jest mega fajny – wywiad ze Zbigniewem Zylmem
Choć tytułową bohaterką filmu „Angel.A” była oczywiście Angela (w tej roli Monika Chrzanowska), produkcja miała też bohatera. Androidce partnerował Janus. W tę rolę wcielił się Zbigniew Zylm, który w filmowym świecie stawia dopiero pierwsze kroki. Debiutował w „Sacrum”, czyli poprzedniej produkcji wyreżyserowanej przez Adama Nowaka. Z aktorem rozmawialiśmy chwilę po premierze.
Czy widziałeś film wcześniej?
– Nie, dla mnie tak samo tak dla – podejrzewam – większości osób w tym pomieszczeniu był to pierwszy seans.
I jak ci się podobało?
– Ogólnie jestem pod wrażeniem tego, jak wszystko wyszło wizualnie i dźwiękowo. Byłem bardzo ciekaw jak to wszystko wyjdzie i jestem bardzo zadowolony z ostatecznego wyniku naszej wspólnej pracy
Janus to główny męski bohater filmu. Jak się czułeś, kiedy usłyszałeś oklaski, reżyser zaprosił cię na środek?
– Trochę się wstydziłem, nie powiem, że nie, ale było przyjemnie.
Główny aktor się wstydził?
– No pewnie! Zawsze jak mam wychodzić na scenę czy przed kamerę niesamowicie się stresuję. Na szczęście zazwyczaj jest stres dopingujący, taki sygnał „zepnij pośladki i pracuj, ok?”. A tym razem poczułem ukłucie… niepewności, ale nie było to nic nieprzyjemnego.
Po prostu ludzkie.
– Tak, wydaje mi się, że to ludzkie. Ale jak mówię, przyjemne.
„Angel.A” opowiada o robotach. Czy to twoje klimaty?
– Zdecydowanie! Sama robotyka to jest tylko częścią tego uniwersum, to jest dystopijna wizja rzeczywistości. Moje dwie ulubione książki to właśnie mocne science fiction – „Fundacja” Isaaca Asimova i „Diuna” Franka Herberta. Łeb rozwalony, całkowicie moje klimaty! Dystopijność i postapokalipsa były dla mnie czymś nowym, bo ja czytam i oglądam przede wszystkim turbotechnologiczne wizje przyszłości, ale bardzo mi się podobało.
Jak było wcielić się w cyngla złej korporacji?
– To była dla mnie najciekawsza część tego wszystkiego, bo jasne, świat jest mega, mega fajny, ale dla mnie na pierwszym planie było wcielenie się w kogoś tak drastycznie odmiennego ode mnie. Ja jestem takim koteczkiem, miłym chłopcem, a tu typ, który zabija ludzi. Mega fajne, ciekawe przeżycie.
Co do świata wspomnę jeszcze, że jest o wiele szerszy. Nie zobaczyliśmy wszystkiego w tym projekcie, Adam ma ich kilka, więc wszystko będzie bardziej kompletne, bardziej dopięte.
Czy ta rola stawiała przed tobą konkretne wyzwania? Monika Chrzanowska wspomniała, że na potrzeby roli Angeli zaczęła trenować sztuki walki i do dziś jej to zostało.
– Całą masę! Sztuki walki co prawda trenowałem już wcześniej, ale były to karate czy aikido, stawiające bardziej na efektowność i widowiskowość, a tutaj skupiliśmy się na efektywności, bardziej wojskowej formie. Miałem szkolenie z chłopakami zajmującymi się rekonstrukcjami wojskowymi, zresztą oni potem wcielili się w filmie w żołnierzy. To było ciekawe doświadczenie, ale fizyczność nie była najcięższa. Najtrudniejsze było stworzenie wizerunku typa, który próbuje udawać emocje, choć tak naprawdę może zaprezentować tylko to, co jest w jego programie i charakterze… o ile w ogóle robot może mieć charakter. To był zimny kawał bydlaka, na początku widzimy, jak z zimną krwią zabija swojego kumpla, z którym przepracował pięć lat. Pozabijali razem pewnie masę ludzi, ale ponieważ typ uznał, że ma dość, to Janus po prostu strzelił mu w łeb. Stworzenie postaci Janusa było dla mnie trudne i potrzebowałem pomocy. Jak wyszło, to już chyba nie mnie oceniać. Na pewno trudno było stworzyć postać jednolitą – nie w sensie, że jednowymiarową i nudną, tylko spójną od A do Z.
W „Angeli” mamy rzeczywistość postapo. Pojawia się trochę horroru. A jak ty patrzysz na rozwój technologii w naszym świecie? Widzisz szanse czy zagrożenia?
– Każda szansa jest zagrożeniem, a każde zagrożenie prawdopodobnie może być szansą, tak mi się przynajmniej wydaje. Elon Musk i ci wszyscy mądrzy ludzie zajmujący się rozwojem technologii, którzy w przyszłości prawdopodobnie zostaną nazwani Teslami naszych czasów, jeśli dobrze pamiętam twierdzą, że nie wyobrażają sobie większego zagrożenia dla ludzkości niż sztuczna inteligencja. Powinniśmy mieć tę świadomość, że jeśli przesadzimy, to może odwrócić się przeciwko nam, no ale to na pewno nie stanie się za mojego życia, raczej też nie za życia moich dzieci… jeśli oczywiście będę miał dzieci. A kiedyś? Nie sądzę, by czekała nas przyszłość z „Terminatora”, myślę, że dążymy ku lepszemu. Rozwój technologii sprawia, że możemy wydajniej dysponować energią, a wtedy będziemy mogli jej mniej produkować, co będzie zdrowsze i dla środowiska, i dla nas jako gatunku.
Wspomniałeś, że świat „Angeli” jest szeroki, ale czy zobaczymy w nich Janusa?
– Będziecie musieli obejrzeć kolejne projekty, żeby przekonać się, czy Janus tam będzie! Na pewno pojawi się wiele ciekawych postaci. W „Nie(Sprawnej)”, która jest już w postprodukcji, Janusa co prawda nie ma, ale i tak projekt jest ciekawy. Nie powiem, czy ten bohater powróci… ale możliwość istnieje.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
– Ja też dziękuję.
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska