Tomasz Sobczak wystąpił m.in. w „Dniu świra” oraz w „Śmierci rotmistrza Pileckiego”, a także w gościnnych rolach w wielu serialach, m.in. „Dziewczynach ze Lwowa”, „Komisarzu Aleksie”, „Ojcu Mateuszu”, „Prawie Agaty”, „Plebanii”, „M jak miłość” i „Pierwszej miłości”. Przez wiele lat był związany z „Barwami szczęścia”, w których grał Olgierda Śliwińskiego.
W rozmowie z Efantastyką opowiedział m.in. o pracy z Adamem Nowakiem i ze swoją ekranową partnerką Agnieszką Kawiorską, a także o jego ulubionych produkcjach science fiction.
EFANTASTYKA: Niedawno na festiwalu Best Actor Awards w Nowym Jorku otrzymałeś tytuł Najlepszego Aktora Science Fiction. Spodziewałeś się tego? Jakie to było uczucie dowiedzieć się o takiej nagrodzie?
TOMASZ SOBCZAK: – To było bardzo przyjemne uczucie. Bardzo kibicuję temu projektowi. Zaczął zbierać zaskakująco wiele nagród, a mnie przypadła w udziale radość otrzymania nagrody za najlepszą rolę męską. Dodajmy, że w kategorii kobiecej nagrodę zdobyła także aktorka z „(Nie)Sprawnej”. To było naprawdę fajne, cieszę się. Niecodziennie dostaję takie wyróżnienia. Zdarzyło mi się raz otrzymać nagrodę za najlepszą rolę męską na festiwalu w Koszalinie na „Młodzi i Film”. No i to jest prestiż! Dzięki temu powstała gablota sławy, która nie jest może zbyt obszerna, ale trafiło do niej to wyróżnienie. Ponadto dowiedziałem się, że formuła festiwalu przewiduje, że jest to dopiero jeden z trzech etapów, w których przyznawane są nagrody, a na koniec ktoś otrzymuje szczególne wyróżnienie, tak więc mecz się jeszcze nie skończył i mam nadzieję, że znajdę się gdzieś tam w finale.
Jak w ogóle trafiłeś na plan produkcji niezależnej? Masz dość imponujące portfolio teatralne i filmowe, a tu nagle taki całkowity off…
– To nie jest przypadek i to nie tylko dlatego, że z Adamem znamy się już od jakiegoś czasu. Bardzo mu kibicuję jako pionierowi polskiej kinematografii science fiction dzisiejszych czasów. To jest w naszym kraju bardzo egzotyczny gatunek: niezależne kino science fiction. Bardzo zaintrygowała mnie postać reżysera i sam projekt, gdyż wcześniej z science fiction nie miałem zbyt wiele do czynienia. Z racji rozpoczęcia prac nad tym projektem musiałem zrobić głęboki research, także historyczny, i była to ogromna przyjemność.
Zapoznawałem się ze wszystkimi niuansami związanymi z filozofią cyberpunka, właściwie możemy mówić tu o jakimś prądzie kulturowym. Tak naprawdę to przy tej okazji odkryłem cyberpunk – dzięki Adamowi i „(Nie)Sprawnej” sięgnąłem po klasykę kina science fiction. To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
Kino niezależne jest drugą stroną mojej twórczości. Można powiedzieć, że coś dla duszy i coś dla ciała. Jestem aktorem telewizyjnym, czasem z przekąsem słyszałem, że reklamowym. Jestem też aktorem filmowym i w większości przypadków jest to bardziej realizowanie się w zawodzie niż tworzenie sztuki. W moim odczuciu aktorstwo nie zawsze wymaga artyzmu – owszem, wymaga umiejętności, ale czasem nie jest to sztuka. Mam na swoim koncie kilka projektów niezależnych, kilka projektów studenckich i jest to dla mnie zawsze ciekawe doświadczenie.
Skoro cenisz kino niezależne, to jak oceniasz na tle pozostałych swoich doświadczeń pracę z Adamem Nowakiem?
– Odkąd się poznaliśmy, widzę coraz większy progres w pracach Adama. Jego podejście staje się coraz bardziej profesjonalne, nie gubi jednak przy tym bardzo urzekającego, wręcz romantycznego podejścia do tworzenia.
Po prostu Adam jest totalnym zapaleńcem i entuzjastą, który potrafi rzucić się na tak absurdalną historię jak tworzenie filmu science fiction w Polsce. Trzymam za niego kciuki i winszuję sobie być ojcem chrzestnym jego kolejnych sukcesów, w sensie takim, że bardzo chętnie wystąpię w jego kolejnych produkcjach. Staram się mobilizować go do działania. Wiem, że ten gość nie odpuści. Jestem ciekaw co z tego wyniknie, a już teraz wynikają bardzo ciekawe rzeczy.
Trzeba pamiętać, że te filmy to produkcje niezależne, a więc zupełnie prywatne, co wiąże się ze sporymi kosztami. Dotyczy to nawet tak – mogłoby się wydawać – niedużego filmu jak „(Nie)Sprawna”. Jeżeli prywatna osoba decyduje się na taką przygodę, to jest to prawie że donkiszotereia. Bo umówmy się, ten materiał to nie są filmy Patryka Vegi, tam nie ma założeń komercyjnych i na zysk z tego raczej nie można liczyć, ale jednocześnie zdarzają się wyjątkowo sympatyczne sytuacje, jak choćby to, że zdobywamy nagrody. Czuć tego ducha, który pokazuje, że jest o co walczyć i mam nadzieję, że następna produkcja Adama będzie już pełnometrażowa. Łatwo mi sobie go wyobrazić przy budżecie kilkudziesięciu milionów dolarów w kinie hollywoodzkim. Kilkudziesięciu… tak skromnie mówiąc. Ale trzymam za to kciuki, bo jest coraz więcej, coraz fajniej, coraz lepiej. Adam coraz więcej wie na temat reżyserii, ma bardzo czułe oko. Bardzo się cieszę, że wziąłem udział w tym projekcie.
Co sądzisz o wizji uniwersum Adama? O takiej wizji przyszłości? Czy myślisz, że to jest tylko fikcja, czy łączy się jakoś z tym, co nas czeka?
– To bardzo ciekawa perspektywa, zwłaszcza, gdy zaczynamy wchodzić w skomplikowaną psychologię postaci. To człowiek rozmawiający z maszyną, która jednak zaczyna wykazywać człowieczeństwo. Daje nam to bardzo do myślenia. Mam nieprzyjemne wrażenie, że to się w końcu wydarzy. Ja raczej tego nie dożyję, ale tak się zdarzyło, że premiera „(Nie)Sprawnej” trafiła w okres rozważania ponurych teorii o czipowaniu ludzi. Naszą codziennością jest podglądactwo, a także uleganie sugestiom podsuwanym nam przez algorytmy. Mój Iphone mnie podsłuchuje, podrzuca mi to, co lubię, żyjemy w symbiozie, co oznacza, że ktoś łatwo może mną sterować za jego pomocą. Na pewno im mocniej ten system będzie hermetyczny i uciążliwy, tym bardziej będą wyłamywać się z niego rewolucjoniści. Wierzę w to głęboko. Nie ma się czego obawiać – to się po prostu wydarzy.
W przyszłości będziemy musieli się zastanowić, jak dokładnie określić, kim jest człowiek. Cechy, które przypisujemy ludziom obecnie, mogą okazać się zbyt ogólne. Powstały już projekty maszyn, które cierpią, obrażają się, nie potrafią czegoś zrozumieć, choć chciałyby coś wiedzieć lub poczuć. Wydaje mi się, że póki co jest to czysta teoria i nie da się pomylić wyniku równania matematycznego z nieprzewidywalnością żywego organizmu… ale to na razie. Czy ja wiem, czy już nie tworzymy w jakimś sensie takich hybryd – koegzystencji struktur organicznych zmieszanych ze sztuczną inteligencją? Czy w pewnym momencie będziemy mogli je uznać za samoistne byty? Wydaje mi się to możliwe.
Wspomniałeś, że dzięki researchowi do tego projektu sięgałeś po klasykę science fiction i uczyłeś się tego gatunku. Jakieś tytuły szczególnie zapadły ci w pamięć?
– „Blade Runner”! Widziałem też współczesny z Goslingiem i ciężko się to ogląda (śmiech) W tym filmie jest pewna poetyka. Ruszył mnie. Uwielbiam też japońskie anime – Adam podesłał mi kilka naprawdę ciekawych tytułów i przyznam, że to mistrzostwo świata.
Skoro „Blade Runner” cię ruszył, to czy jest w fantastyce coś, z czego mogliby czerpać twórcy niefantastycznych filmów? Coś, czego mogliby się nauczyć?
Często brak nam jakiejś większej perspektywy, możliwości. Myślę, że można by czerpać z filmów z science fiction jako źródła kreatywności.
Inspiracji filmami science fiction w tak zwanym realistycznym kinie moglibyśmy się doszukać mnóstwa. Ostatnio oglądałem serial „Snowpiercer” – o świecie 100 lat później, w którym wszystko zamarzło i w którym bohaterowie żyją w pociągu. Nie przekonał mnie, nie oglądaj go (śmiech). Widziałem też serial z Anthonym Hopkinsem – „Westworld”. On jest o wiele ciekawszy. Jak słyszysz – stałem się wrażliwszy w temacie science fiction, zainteresowały mnie ten klimat. Nigdy nie byłem ich przeciwnikiem, ale też nie szukałem ich ani w literaturze, ani w kinie.
„(Nie)Sprawna” opiera się głównie na rozmowie z twoją ekranową partnerką Agnieszką Kawiorską. Wiem, że wcześniej oboje graliście w „Barwach szczęścia”. Czy spotkaliście się wcześniej na planie, czy mijaliście się?
– My się znamy od wielu lat! Pracowaliśmy ze sobą chyba dwukrotnie, najpierw spotkaliśmy się na planie u Pasikowskiego, a później uczestniczyliśmy przez jakiś czas we wspólnym projekcie teatralnym, więc spędziliśmy ze sobą trochę czasu. Towarzysko też czasem się widujemy. Nie jest to może przyjaźń, bo nie mieliśmy okazji do zawarcia głębszej relacji, ale kolegujemy się od dawna. Było widać chemię? (śmiech)
No właśnie odniosłam wrażenie, że bardzo fajnie ze sobą współpracujecie i zastanawiałam się, czy wynikało to z dłuższej znajomości, czy po prostu od razu tak zaiskrzyło.
– Tak, lubimy się. Występ w „(Nie)sprawnej” był dla naszej relacji znacznie intensywniejszym doświadczeniem niż ten u Pasikowskiego. Mam marzenie związane z tym projektem. Bardzo chciałbym odebrać telefon i usłyszeć: „Słuchaj, dostałem zaskakującą propozycję! Robimy z tego pełny metraż!”.
Z „(Nie)Sprawnej”, tak?
– Próba rozwinięcia tego świata i wyciągnięcia z niego czegoś więcej mogłaby być naprawdę fantastycznym doświadczeniem.
Zagrałeś i w „Angeli”, i w „(Nie)Sprawnej”, ale były to zupełnie różne role, a bohaterowie pełnili w świecie odmienne funkcje. Czy z którąś z tych kreacji utożsamiasz się bardziej? Którą uważasz za ciekawszą?
– Wszystko zależy od scenariusza. W filmie „Angel.A”, postać była ciekawa, był to naukowiec, który z jednej strony zbudował Angelę, ale z drugiej – w pewnym sensie był jej ojcem. Ale w „(Nie)Sprawnej” mamy interesującą postać kontrolera, który przyszedł naprawić niesprawnego androida. Niesprawnego dlatego, że odmawia działania na szkodę człowieka, domaga się zrozumienia i uczyć. Rola w „(Nie)Sprawnej” ucieszyła mnie więc bardziej i byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby okazało się, że rozwijamy ten projekt. Czego życzę sobie, tobie i Adamowi!
Rozmawiała Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam „Gotan” Kmieciak