O Linor Goralik usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu w kontekście jej poezji i kontrowersyjnej powieści „Niet”, której jest współautorką. Jednak moja wiedza o tej postaci wynika głównie z faktu, że jestem rusycystką i mocno siedzę w literackiej rusosferze. Dlatego cieszę się, że za sprawą wydawnictwa Dwukropek Goralik i jej powieść „Zimne wody Wenisany” trafiła też do polskich czytelników. Mam nadzieję, że to początek pięknej przygody tej autorki na polskim rynku.
Prześlicznie wydana, z okładką przywodzącą na myśl prace Marca Chagalla, a do tego z dużą czcionką, powieść wydaje się idealną lekturą dla młodszych nastolatków. Nic z tych rzeczy. Oryginalnie utwór Goralik miał oznaczenie 12+ – i nie bez przyczyny. To krótka, lecz nasycona symboliką historia, z której młodszy czytelnik może nie wyciągnąć nie tylko wniosków, ale i należytej ilości zabawy.
Fabuła „Zimnych wód Wenisany” jest prosta. Oto jest tytułowa Wenisana, fantastyczna kraina podzielona na dwie części: górną (Weniskajl) i dolną (Weniswajt). W górnym świecie, przypominającym nieco Republikę Wenecką, i kanałami, i hierarchią, i nawet architekturą, żyją ludzie. Grupa diuków i diukiń pilnuje, by żadne z nich nie zbliżało się do Weniswajtu – wodnego świata, w którym mieszkają topielcy oraz gabo, przypominające ptaki stworzenia, tyleż piękne, co niebezpieczne. Kto wpadnie do wód, albo nigdy już nie wróci, albo zachoruje na tęczową chorobę i… trudno powiedzieć, co stanie się wtedy. Nikt o tym nie wie, a już najmniej – dwunastoletnia Agata, główna bohaterka tej historii.
Pewnego dnia jednak Agata, zaprowadzona wraz z rówieśnikami na egzekucję skazańca, zostaje wciągnięta do Weniswajtu. Chociaż spędza tam niewiele czasu, jej los wydaje się przypieczętowany. Ale dziewczynka chce zawalczyć – o siebie. Podczas tej walki odkrywa, że w Wenisanie nie wszystko jest tym, czym się wydaje, a już kompletnie nic nie jest takie, jak twierdzą dorośli…
„Zimne wody Wenisany” to krótka, przesycona emocjami i plastycznymi obrazami przypowieść o prawdzie i kłamstwie, o odkrywaniu świata, o dorastaniu. Przeplata się w niej kilka na wskroś rosyjskich wątków.
Przede wszystkim – podważanie „prawdy”, w którą każe wierzyć jakaś władza (a taką sprawują diukowie i diukinie). Pokazanie świata odartego z dekoracji postawionych przez władców to element nurtu rozliczeniowego bardzo silnego w krajach byłego Bloku Wschodniego. Goralik wpisuje się w to, co przez cały XX wiek i początek XXI robiła literatura rosyjska najpierw na emigracji, a od czasów pieriestrojki i „na miejscu”. Każde słowo władzy należy podważyć, obejrzeć ze wszystkich stron, sprawdzić na własne oczy. Agata uczy się tego na własnej skórze i nieco przypadkowo, a do tego w bardzo młodym wieku. Dziewczynka przechodzi drogę od dziecka, bezgranicznie ufającego we wszechmoc i opiekuńczość dorosłych, przez Poszukującą odpowiedzi, przekonaną, że dorośli chcą dobrze, ale sami nie znają prawdy… aż po Buntowniczkę, która z bólem odkrywa, że ci, którzy deklarowali, że będą się opiekować, ukrywają prawdę przed nią i przed całym Weniskajlem.
To drugi wyrazisty wątek: wątek jednostki przeciwstawionej gnuśnemu, obojętnemu tłumowi. Agata nie rozumie, dlaczego ludzie, którzy są starsi i teoretycznie mądrzejsi, sami nie sprawdzają, ile z opowieści o Weniswajcie to prawda. Dlaczego nikt nie interesuje się pierścieniami diuków, pozwalającymi im bez konsekwencji zanurzyć się w wodzie? Społeczeństwo przedstawione w „Zimnych wodach Wenisany” wydaje się wyznawać zasadę: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. A Agata to romantyczna bohaterka, która pragnie zmienić świat, nawet jeżeli świat niekoniecznie sam pragnie tych zmian.
O trzeciej niteczce, łączącej powieść Linor Goralik z rosyjską tradycją literacką, pośrednio już wspomniałam. To opowieść o dorastaniu, Bildungsroman, tylko skrócony w czasie, ale zdecydowanie pokazujący przemianę bohaterki.
Jak trzy wielkie tematy udało się autorce upchnąć na niespełna 184 stronach i to z dużym drukiem? Ani chybi, magia! Ale jest to magia doskonała w każdym calu. „Zimne wody Wenisany” są wciągające, poetyckie, z bohaterami, którzy, choć zaledwie naszkicowani, żyją, których można wyjąć z książki i puścić w prawdziwy świat. „Zimne wody Wenisany” to też znakomity przekład Agnieszki Sowińskiej, żywy, przecudowny pod względem językowym i idealnie oddający gęstość prozy Goralik, która, zanim zajęła się powieściami, była wszak poetką. Chapeau bas dla całego zespołu wydawniczego za przekazanie w czytelnicze ręce książki doskonale napisanej, doskonale przetłumaczonej i doskonale wydanej.
Niezależnie od wieku, polecam wam tę krótką historię – i czekanie na kolejne tomy. Druga i trzecia część losów Agaty ukazała się w Rosji w tym roku, więc mam nadzieję, że wkrótce zawita i do Polski.
Joanna Krystyna Radosz