Ten list otrzymaliśmy od czytelniczki, która pragnie zachować anonimowość,
a która chciała zabrać głos w sprawie ważnej dla niej i dla fandomu.

Uwaga! Tekst porusza tematykę gwałtu.

Zanim przejdę do sedna, przedstawię się Wam krótko. Jestem nerdką. Jestem wielką fanką fantastyki. Jeśli jesteś aktywnym członkiem fandomu i jeździsz na konwenty, jest spora szansa, że piliśmy razem wódkę. Ogromna, że o mnie słyszałeś. Nie jestem nikim obcym, kto nie rozumie „naszych” żarcików. Nikim spoza, kto wtrąca się w od dawna ustalone zasady. Mogę być Twoją koleżanką.

Ostatnio wybiło paskudne szambo. Zaczęło się od tego, że na Warszawskich Targach Książki jakaś dziewczyna sfotografowała koszulkę z napisem: „I RPG: Rabować, Palić, Gwałcić”. Oraz napisała, że jest tą koszulką oburzona. Została zakrzyczana, zbluzgana. Pojawiały się komentarze o braku dystansu, niezrozumieniu żartu.

Mnie nie możecie zarzucić, że nie rozumiem. Jestem Waszą koleżanką. Czytam i oglądam to co Wy. Gram w to co Wy. Wiem, że erpegi to wspaniała gra wyobraźni, a nie szemrane rozrywki pryszczatych małolatów, z którymi nikt nie chce się zadawać. Wśród moich bliskich znajomych są Mistrzowie Gry, twórcy systemów. Jestem jedną z Was. I tak się składa, że zostałam zgwałcona.

Zostałam zgwałcona więcej niż raz. Przez facetów, którzy są z naszego środowiska. Którzy śmialiby się z tej koszulki, może nawet mają ją w szafie. To było koszmarne przeżycie. Gwałt sam w sobie jest horrorem. Gwałt w wykonaniu kogoś „swojego”, komu chciałoby się ufać? Nie ma na to słów. Przeżyłam piekło i będę musiała z tym żyć do samego końca. To nigdy nie zniknie. Już nigdy moje ciało nie będzie do końca moje. Zawsze będzie na nim ślad łap i nie tylko facetów, którzy postanowili naruszyć moje granice. Użyć mnie jak przedmiotu. Nie miało dla nich znaczenia, że pijemy razem wódkę i mamy takie same nerdowskie koszulki. W tamtej chwili nie byłam dla nich osobą, jedną ze środowiska – byłam otworem do skorzystania.

I tak, boli mnie, że w naszym środowisku, w mojej bezpiecznej przestrzeni, koszulka z napisem „I RPG: Rabować, Palić, Gwałcić” jest czymś spoko. „I ” znaczy „I love”. „Kocham RPG”. Rozwinięte jako: „Kocham Rabować, Palić, Gwałcić”. „Kocham Gwałcić”, rozumiecie? Co z tego, że żartem. To nie tak, że nie rozumiem żartu. On mnie po prostu nie bawi. Nie bawi mnie, bo to nie jest dla mnie abstrakcja. Zgwałcili mnie faceci, dla których to jest fajny żart. Tyle że dla nich nie było ostrej granicy między żartem a realizacją.

Nie mam pojęcia, czy zrobiliby to, gdyby ta koszulka uchodziła za coś oburzającego. Czy czuliby wtedy, że robią coś wbrew przyzwoleniu środowiska. Nie obchodzi mnie to. Nie chodzi o nich. Zrobili mi krzywdę i muszę z nią żyć. I właśnie na to życie oddziałują te żarty. Wchodzę w moje środowisko. Przyjeżdżam na konwent, na którym bywałam od lat i widzę ludzi w koszulce z komunikatem „Kocham Gwałcić”. Widzę informację, że dla iluś osób – z mojego środowiska! z mojej ekipy! – gwałt to coś, z czego się żartuje. Widzę ludzi, dla których prawo co żartowania z gwałtu jest ważniejsze od mojego prawa do poczucia bezpieczeństwa we własnej grupie.

Znalazły się głosy, że przecież dziewczyna z Warszawskich Targów Książki wiedziała, gdzie idzie i mogła się takich napisów spodziewać. Właśnie o to chodzi, że nie. Pomijam już to, że WTK to nie jest fandomowa impreza, to wielkie targi związane z literaturą i ich uczestnicy nie muszą wiedzieć, czym są erpegi. Oni widzą tylko dosłowny komunikat – jasne, że żartobliwy. Ale właśnie w tej żartobliwości niesmaczny. W tym błahym podejściu. Ja wiem, że mogę spodziewać się tej koszulki na konwencie, ale to nie zmienia faktu, że za każdym razem, kiedy ją zobaczę, czuję się, jakby ktoś dał mi w twarz. Bo nie widzę jej na przypadkowych ludziach. Bo znam twarze noszących. Fajni, sympatyczni, inteligentni ludzie, z którymi spędzałam czas nie raz, wysyłają mi komunikat – to jest sfera żartu. Twoja krzywda się nie liczy.

Oczywiście nie wiecie o tej krzywdzie. Możecie nie wiedzieć, bo przecież mało komu się do niej przyznałam. I właśnie o to chodzi – że nie będziecie wiedzieć. Że moja opowieść może być historią każdej mijanej na konwencie dziewczyny. Że kiedy zobaczę Cię w tej koszulce, nie będę miała siły wyjaśniać, dlaczego boli mnie, że ją nosisz. Po prostu pójdę dalej, żeby nie rozdrapywać ran, które i tak nigdy nie zagoją się do końca.

Pewnie ta wypowiedź byłaby silniejsza, gdybym się pod nią podpisała. Nadała tym słowom twarz, nazwisko. Tylko widzicie – nie zdobędę się na to. Nie zaryzykuję, że ta historia dotrze do mojej rodziny, że ta wiedza zabije moją babcię z jej słabym sercem. Ale powód jest też bardziej prozaiczny. Nie zniosłabym spojrzeń. Myśli, że zastanawiacie się, co jakiś zwyrodnialec robił z moim ciałem. Jak łamał moje bariery. Niestety to nie gwałciciela oceniamy na co dzień, a jego ofiarę. Ktoś przeglądałby moje zdjęcia, patrzył na długość spódniczki i mówił: „no tak, zasłużyła”. Ktoś przypomniałby sobie, że całowałam się z nim po pijaku i uznał, że jestem łatwa, więc w sumie ten gwałt był ok. Należało się. Nie zniosłabym tego. Nie miałabym siły się bronić. Radzenie sobie z gwałtem jest wystarczająco paskudne, by dołożyć do niego taki ciężar.

W burzy okołokoszulkowej przewijały się też głosy, że jeśli kogoś to uderza, to jest przewrażliwiony. Ma problem. Niech nie czyta napisów na koszulkach, niech nie przychodzi na konwenty. I sprawiacie, że właśnie tak się czuję – odrzucona, odsunięta. Moi koledzy nagle mówią, że jeśli bolą mnie ich okrutne żarty, to mam sobie iść. Nie mówią tylko, dokąd. Przecież to moje środowisko, moja druga rodzina, mój dom. Wyrzucona z niego czuję się jak śmieć. Jak odpad. Zepsuty element społeczeństwa, który nie powinien istnieć, bo przeszkadza innym w dobrej zabawie.

Tylko problem polega na tym, że takich dziewczyn jak ja jest więcej. O większości z nich nigdy się nie dowiecie, ale na co dzień noszą ten sam ciężar co ja. I czy naprawdę chcielibyście im dopierdolić mocniej? Naprawdę chcecie dopierdalać mi? W imię czego?

Nienoszenie takiej koszulki to nie jest cenzura. To jest przyzwoitość, empatia, zrozumienie dla ofiary paskudnego przestępstwa. Wsparcie koleżanki, której ktoś zrobił kurewską krzywdę. Niemal zniszczył życie. Jeśli myślicie, że gdybyście tylko wiedzieli, dalibyście mu w zęby, jeśli byście wiedzieli, zerwalibyście kontakty – wierzę. Ale możecie zrobić coś łatwiejszego. Bez żadnej wiedzy o oprawcach pomóc wszystkim ich ofiarom. Po prostu nie krzywdzić dalej. Nie dawać przyzwolenia na takie żarty. Nie powtarzać ich. Nie nosić na koszulce. To cholernie dużo. Czy naprawdę jest to warte mniej niż obecność tego żartu w przestrzeni publicznej?

Czytam, że może w takim razie zabrońmy książek i filmów – widzicie, jest różnica. Kiedy sięgam po książkę, mogę ją w każdej chwili odłożyć. Mogę jej nie czytać. Mogę nie iść na film lub iść na niego z bliską osobą, która w paskudnej chwili ściśnie mnie za rękę, przytuli, wyszepcze uspokajające słowa do ucha. Czytam, że zawsze coś kogoś urazi, na przykład obecność biustu kobietę po amputacji piersi. Tyle że biustu nie noszę komuś wbrew. Nie zakładam go świadomie. Urodziłam się z nim i bez zabiegu chirurgicznego będzie on moją nieodłączną częścią. Są pewne triggery, których uniknąć się nie da. Są pewne triggery, które da się ominąć – jak treść fikcji literackiej. Ale koszulka jest w przestrzeni publicznej. Żeby uniknąć konieczności patrzenia na nią, musiałabym przestać jeździć na konwenty… i mieć nadzieję, że nie zobaczę jej u przechodnia na ulicy.

Może zastanawiacie się też, dlaczego piszę to wszystko teraz, kiedy osoba z zewnątrz pokazała palcem. Widzicie, te myśli miałam już wcześniej. Wracały zawsze, gdy widziałam ten napis – czy to na stoisku z koszulkami (a ja tak uwielbiam nerdowskie koszulki! czy naprawdę nie wolno mi ich oglądać?), czy to na znajomym. Ale wiedziałam, jak zareagujecie. Wiedziałam, jakie szambo wybije. Jakim szlamem obelg zostałabym pokryta. I nie miałam siły. Wybierałam milczenie, spuszczenie głowy, udawanie, że nic się nie dzieje. I krok po kroku czułam się coraz bardziej obca i niechciana w środowisku, które uznawałam wcześniej za swoje.

Zanim zaatakujecie jakąś feministkę za „niezrozumienie” tekstu „Rabować, Palić, Gwałcić”, zastanówcie się przez chwilę, proszę. Bo wierzę, że jesteście porządnymi, fajnymi ludźmi. I że świadomie nie zrobilibyście mi tej krzywdy.

Nerdka, konwentowiczka, fandomitka

 

Nie trzeba było długo czekać na reakcje internautów na burzę.
 

 

 

 

Share.

Contact Us