Festiwal Fantastyki Pyrkon to raj dla wszystkich cosplayerów, wielbicieli mangi, anime, komiksów, seriali, książek, gier i szeroko pojętej fantastyki. To jedno z tych miejsc, w których możecie spotkać prawdziwych bohaterów (na przykład przedstawicieli Szczecińskiej Ligi Superbohaterów czy Pokojowego Patrolu) ale też tych, których uwielbialiście w dzieciństwie (jak na przykład Batman czy księżniczki Disneya). Pyrkon to mekka dla wszystkich nerdów tego kraju (i nie tylko). Bogaty program, świetna lokalizacja (hale targowe znajdują się tuż obok dworca kolejowego) i prestiż festiwalu przyciągają co roku tysiące ludzi. No właśnie, od ludzi zacznijmy.

Najpierw chciałabym poruszyć kwestię zawsze krytykowanej logistyki związanej z toaletami i łazienkami. Uczestnicy co roku narzekają, że toalet jest za mało, kolejki za długie, woda za zimna… Pierwszy raz nocowałam na terenie imprezy i na własnej skórze mogłam przekonać się, o co właściwie chodzi. Otóż moi kochani o brak kultury. Niestety. To nie organizatorzy nawalili i łazienki wyglądają tak, jak wyglądają. Nie oni są odpowiedzialni za to, że osoby stojące w kolejce nie chcą przepuścić dziewczyny w ciąży tylko dlatego, że nie jest ona jeszcze widoczna.

Niestety drogie panie, bo do was się zwracam (do męskiej łazienki nie zaglądałam), nie sprzątacie po sobie. Waciki po zmyciu makijażu czy gąbki służące do nakładania kolorowych farb na skórę walają się dosłownie wszędzie. Naprawdę nie jest tak trudno pozbierać po sobie zużyte środki higieniczne. Kubeł jest przepełniony? No to weź kochana reklamóweczkę, spakuj do niej co trzeba i wyrzuć do większego śmietnika, stojącego przed halą.

Kwestia łazienek to jednak nie mój jedyny zarzut. W tym roku zmieniono układ lokalizacji, przez co wychodziło dużo tak zwanych pustych przebiegów. Niby spacery są ważne dla zdrowia, ale naprawdę traciło się sporo czasu w momencie, gdy trzeba było wyjść z pawilonu, w którym odbywały się prelekcje, do sleep roomu.
Byłam doskonale przygotowana na kolejki wszędzie, gdzie tylko się udam. Nie da się ich uniknąć ze względu na popularność Pyrkonu i liczbę uczestników festiwalu. Nie jest to przecież konwent, który odbywa się w jakiejś szkole dla około tysiąca ludzi. Bardzo spodobał mi się pomysł podzielenia strefy gastro. Kiedy rano się przejaśniało, a zza chmur wyglądały nieśmiałe promienie słoneczne, naprawdę przyjemnie było usiąść przy stoliku na dworze, zjeść śniadanie i wypić ciepłą kawę.

Wystawców w tym roku było tak wielu, że można się było wręcz zgubić w hali, w której się rozłożyli. Z pewnością każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W tym roku miałam jednak wrażenie, że festiwal został zdominowany przez mangowców. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Po prostu widać, co teraz odpowiada młodzieży. Z pewnością prawdziwą furorę zrobiła instalacja z ilustracją pochodzącą z Harry’ ego Pottera i Kamienia filozoficznego, przedstawiająca ulicę Pokątną. Panoramy i selfiaki wychodziły tam cudnie! Świetnym pomysłem była też czarna ściana, na której uczestnicy festiwalu mogli napisać bądź narysować to, co tylko przyszło im do głowy dzięki flamastrom z neonową farbą. Jak nietrudno się domyślić, oblegały ją roześmiane dzieciaki. Zainteresowaniem cieszyły się również okulary VR. Ja jednak byłam zachwycona atomówkami, które umieszczono na Placu Marka.

W tym roku zdecydowałam się najpierw odwiedzić Beatę „Ari” Smugaj, autorkę internetowego komiksu Lisie sprawy, która przez jakiś czas siedziała przy stoisku Gindie. Dostałam piękny autograf z liskiem i lisiego karmelka za nerwowe paplando. Kolejnym obowiązkowym punktem w moim planie było stoisko Epikpage, gdzie obkupiłam się w zakładki. Następnie przyszedł czas na prelekcje.

Wcześniej udawało mi się przyjeżdżać zaledwie na jeden dzień, więc biegałam tylko po wystawcach i wydawałam pieniądze. W tym roku dzięki akredytacji mogłam w pełni skorzystać z oferty festiwalu. Jakież było moje zdziwienie, gdy w sali prelekcyjnej zobaczyłam kilka projektorów i dobre nagłośnienie! Nie dość, że trafiła mi się świetna aktywna pogadanka o Zonie i tym, co nas ciągnie w zakazane miejsca, to jeszcze bardzo przyjemnie się jej słuchało dzięki odpowiednio ustawionemu sprzętowi. Do gustu przypadł mi też pomysł unieruchomienia krzeseł metalową rurką. Dzięki temu stały zawsze równo i nie powstawał bałagan. A jest to bardzo istotne, gdy sala pęka w szwach od nadmiaru ludzi.

Pyrkon odwiedziłam już trzeci raz i za każdym razem mogłam poznać go z innej strony. Każda z nich ma oczywiście wady i zalety, aczkolwiek te drugie zdecydowanie przeważają. Ludzie są mili, uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni. W końcu przyszli dobrze się bawić, wśród osób z którymi prawdopodobnie łączą ich wspólne zainteresowania. Dobrze jest poprzebywać w gronie nerdów, by choć przez trzy dni poczuć się jak ryba w wodzie.

Wiktoria Vanilliowa Mierzwińska
Korekta: Matylda Zatorska

Share.

Contact Us