Jeszcze trochę o gazetach
Reakcja krytyki po premierze filmu była powściągliwa, ale nie wroga. Podobnie jak we wcześniejszych notatkach prasowych i artykułach dostrzegano popularność filmu w świecie, ale wciąż pisano o nim z rezerwą, nadal szukając przyczyn światowego powodzenia raczej w technicznej doskonałości i realizacyjnym rozmachu produkcji niż w walorze intelektualnym samej historii.
„Gwiezdne wojny” wchodzą na polskie ekrany – pisała w kwietniu 1979 roku na łamach „Ekranu” Izabela Czyńska – (…) film poprzedzony sukcesami na wszystkich kontynentach, obrosły legendą i niebywałym wprost rozgłosem. Najbardziej kasowy film w historii kina (…) Pracowało nad nim dziewięciuset specjalistów z różnych dziedzin. Zdjęcia kręcono w południowej Tunezji, na pograniczu Sahary, gdzie sfilmowano kratery wulkaniczne w pobliżu Nefty i jaskinie troglodytów w Matama. Plenery znaleziono też w Gwatemali i Dolinie śmierci w Górach Skalistych. Zdjęcia trickowe zostały wykonane w Elstree w Londynie1. (…) Szczególną wagę przywiązywali realizatorzy do dźwiękowej strony filmu (…).
1. Czasopisma, w których najczęściej ukazywały sie materiały na temat Gwiezdnej Sagi.
Informując o skomplikowanych zabiegach, które doprowadziły do stworzenia unikalnych efektów w warstwie brzmieniowej, recenzentka wskazała na wykorzystanie nowoczesnej technologii Dolby System, którego stworzenie pochłonęło 12 milionów dolarów oraz na długi okres przygotowywania efektów dźwiękowych: Ben Bartt2 rozpoczął pracę nad oprawą dźwiękową filmu na dwa lata przed rozpoczęciem jego realizacji. (…) „Gwiezdne wojny” oszołamiają doskonałością techniczną dźwięku. (…) Nagrywano z dużym przyspieszeniem dialekty afrykańskie i pomruk niedźwiedzia, a także głos, jaki wydaje mors podniecony bodźcem elektrycznym. Szczególnie zabawnie wypadła w filmie scena, gdzie Greedo – kosmiczny gangster siedzący w międzygwiezdnym barze domaga się od Hana Solo znacznego okupu3. Mowa gangstera, która brzmi naprawdę ogromnie śmiesznie, jest kompozycją słów zaczerpniętych z 15-tu różnych języków. Wypowiada je poliglota student Uniwersytetu w Berkeley4.
Dalej Czyńska pochwaliła muzykę, zwróciła uwagę na prostotę fabuły, skupionej na walce szlachetnych rebeliantów ze złym Imperium, oraz na motyw Mocy, którego źródło dostrzegła w modnej na zachodzie filozofii Zen. Opisała też androidy i zwróciła uwagę na bogactwo wykreowanych przez filmowców form życia5. Zauważyła, że słudzy Imperium to posłuszne roboty. Nie myślące, nie czujące i niczego nie rozumiejące6. Na koniec poinformowała, że w filmie wystąpiło dwóch znakomitych aktorów: Peter Cushing oraz Alec Guiness, a także córka Eddiego Fishera i Debbie Reynolds: Carrie Fisher. Wrażenie na recenzentce zrobił obraz finałowej kosmicznej bitwy, która wzbudziła, jej zdaniem, największy podziw także wśród publiczności i krytyki7.
Gwiezdne wojny są według autorki artykułu przede wszystkim baśnią dla dzieci i dorosłych, bo przecież księżniczka zostaje wyzwolona, zło pokonane, a dzielny rycerz otrzymuje z rąk księżniczki nagrodę8.
Dla Andrzeja Ochalskiego, który miesiąc po Czyńskiej pisał recenzję dla „Ekranu”, Gwiezdne wojny to także baśń, choć w sprymitywizowanej formie. Zauważył też, że film jest tyglem stylów i chwytów, w którym miesza się składniki uznawane przeważnie za wzajem nieprzenikliwe9. Jego zdaniem jest to opera gwiezdna albo western, w którym bohaterowie zamiast koni dosiadają rakiet kosmicznych10. Zwrócił również uwagę na komiksowy rodowód Gwiezdnych wojen i spróbował usprawiedliwić nim miałkość fabuły, która jawi mu się po prostu jako nadmierne uproszczenie, nieznośna szarża11. Przywołał też opinię Zygmunta Kałużyńskiego: ręce opadają, gdy defiluje przed nami ten stek debilizmu12.
Jednak mimo wytykanych wad nawet tak surowi krytycy jak Ochalski uważali ten niemądry film za wart obejrzenia i wskazywali pewne zalety: Nie w fabule tkwi siła tego obrazu, ale jest to widowisko, spektakl, jakiego jeszcze nie było13. W tekście znalazła się też – całkiem udana jak sądzę – próba wskazania przyczyny popularności filmu wśród widowni: Choć to tylko zabawa, należy przypuszczać, że nie miałaby na świecie takiego powodzenia, gdyby nie jej ton wspólny z nastrojami milionów ludzi. (…) Gwiezdne wojny wygrywają pierwsze bitwy w służbie ducha czasu14.
Naturę tych nastrojów próbował odkryć Czesław Dondziłło, który mniej więcej w tym samym czasie pisał w „Filmie”: Lucas (…) bez żenady, żeby nie wspomnieć o jakimkolwiek elitarno inteligenckim dystansie lub ironii eksploatuje dziewicze, bo skrywane przez większość dorosłego życia pokłady chłopięcości, dziecięco naiwnej wyobraźni, osobliwej mieszanki strachów i majaków, ludzkiej psychiki. Wszystko to przewija gustowną i na czasie wstążką fascynacji kosmosem15…
Świat Gwiezdnych wojen zaludniony tak przez ludzi, jak i najróżniejsze kosmiczne stwory, przyrównał do dziecięcego pokoju, gdzie wyobraźnia wspierana przez czekające na pólkach zabawki, gotowa jest tworzyć rozmaite historie pełne świszczących w przestrzeni rakiet i wystrzałów laserowych.
2. Ilustracja artykułu Izabeli Czyńskiej – uwagę zwraca błąd w opisie postaci Moffa Tarkina.
Skoro już za sprawą Andrzeja Ochalskiego przywołaliśmy pojęcie ówczesnego ducha czasu, to trzeba podkreślić, że wspomniane artykuły wraz z dziesiątkami innych, które przyszły po nich, znakomicie go dzisiaj oddają. Z jednej strony zawierają interesujące i prawdziwe informacje, które warto cytować, bo dla wielu fanów, miłośników kina, czy też osób zainteresowanych zagadnieniami dotyczącymi kultury popularnej wciąż mają one istotne znaczenie. Z drugiej, nie brak w nich zmieniających sens niektórych słów literówek oraz błędów merytorycznych, wynikających z pobieżnego i znaczonego świadomym dystansem, rozpoznania tematu przez piszących teksty autorów16. Błędy, niezręczności czy nieudolne tłumaczenia bawią17 i wystawiają marne świadectwo warsztatowi dziennikarzy, według których np. Gwiezdne wojny to opowieść o wyprawie kilku młodych ludzi z planety wolności i buntu, jak napisał doświadczony przecież krytyk i znawca kina Bolesław Michałek18, a Luke pikował w kierunku minimalnej przerwy w polu siłowym olbrzymiego statku Imperium. „Siła była z nim”19. Statek, którym tego dokonał nosi (…) nazwę, Angel Interceptor20, jak informowała Ewa Bielska ze „Świata Młodych” i wreszcie dotarł do błotnistej gwiazdy Dagobah gdzie spotyka Jodi, wielkiego mistrza rycerzy Jedi, posiadacza najwyższej Siły – o czym napisano w „Przekroju”21…
Przywoływane nazwiska aktorów, realizatorów, tajniki realizacji efektów dźwiękowych, wiedza na temat położenia geograficznego pokazywanych w filmie miejsc czy też ich fikcyjne, filmowe nazwy – kiedy nie ma w nich błędów – można uznać za wartościowe ciekawostki zasługujące na uwagę czytelnika. Interpretacje i analizy treści filmu oraz przyczyn jego popularności i motywów twórców (np. Lucas zaciera ręce i liczy pieniądze22), mogą natomiast inspirować do przemyśleń i refleksji na kilku różnych poziomach. Sens tych wszystkich, popartych niekiedy logicznymi i przekonującymi argumentami, opinii wart jest uwagi sam w sobie, ale jeszcze bardziej intryguje wspólny nastrój przedstawianych w prasie ocen i podobieństwo pewnych sformułowań czy skojarzeń we wszystkich niemal artykułach. Trudno bowiem znaleźć tekst, w którym nie pojawiłby się protekcjonalny ton przy omawianiu treści filmu oraz peany zachwytu nad techniczną stroną widowiska, a wymowa wszystkich recenzji jest jasna: mamy tu do czynienia z naiwnym widowiskiem dla niewyrobionego widza, więc nie traktujemy tego filmu poważnie, ale warto iść do kina, aby to kolorowe kuriozum zobaczyć i przypomnieć sobie, że byliśmy dziećmi.
3. Czy to są roboty, których szukają?
Jeszcze trochę o Kronice
Jednym z tropów, które mogą prowadzić do wyjaśnienia zagadki owego współbrzmienia medialnych wypowiedzi – niewątpliwie istotnym – jest opisany przez Marka Cieślińskiego w pracy na temat Polskiej Kroniki Filmowej p.t. Piękniej niż w życiu23 totalny charakter propagandy obecnej w ówczesnym przekazie. Udostępniane przez media informacje – nawet te najbardziej z pozoru błahe i niewinne – z reguły stanowiły w PRL-u element znacznie większej, propagandowej konstrukcji, służącej realizacji podporządkowanych bieżącej polityce celów. To, co dla widzów kin było czystą rozrywką, sposobem na miłe spędzenie czasu i oderwanie się od szarej rzeczywistości, dla komunistycznej władzy stanowiło okazję do sterowania społecznymi nastrojami. Z lektury książki Cieślińskiego wynika, że atrakcyjne filmy pokazywane wówczas w kinach z punktu widzenia rządzących stanowiły przede wszystkim skuteczny wabik, mający sprawić, by jak największa rzesza odbiorców zapoznała się z treścią przekazu propagandowego, popularyzowanego za pośrednictwem wyświetlanej przed głównym seansem Polskiej Kroniki Filmowej. Okazuje się bowiem, że w latach siedemdziesiątych ważnym wydarzeniom, które zdaniem partyjnych włodarzy należało skomentować, by przedstawić szerokiej publiczności „słuszne interpretacje”, towarzyszył z reguły kinowy wysyp atrakcyjnych pozycji zachodniej kinematografii24.
Kroniki filmowe w postaci dziesięciominutowego filmowego magazynu składającego się z kilku krótkich felietonów wyświetlano w czasach PRL-u obowiązkowo przed każdym filmem, tak jak dzisiaj wyświetla się reklamy, z tą jednak różnicą, że po rozpoczęciu kroniki zamykano drzwi, aby nic nie zakłócało odbioru, a ewentualnych spóźnialskich wpuszczano dopiero podczas krótkiej przerwy, po jej zakończeniu. O ile wiadomości przekazywane w telewizji szybko kończyły swój żywot, ustępując miejsca kolejnym, jedna kopia kroniki filmowej funkcjonowała w kinach nawet do ośmiu tygodni, co zapewniało zadowalającą frekwencję, a osoby odwiedzające w tym okresie różne kina, po to by obejrzeć kolejne atrakcyjne filmy, trafiały kilkukrotnie na to samo wydanie tego informacyjnego magazynu. Co ciekawe, lekka forma, obecność żartobliwych felietonów i przede wszystkim profesjonalizm twórców, a nierzadko nawet wirtuozeria realizacyjna prezentowanych felietonów, niekiedy – jak na wentyl bezpieczeństwa przystało – podejmujących także pozorowaną krytykę niektórych poczynań władzy niższego szczebla, sprawiły, że publiczność nie tylko akceptowała Kronikę Filmową w kinie, ale nawet obdarzyła tworzącą ją ekipę niezasłużonym zaufaniem. Niezasłużonym, ponieważ nie był to bynajmniej magazyn tworzony przez niezależnych, zafrasowanych istotnymi problemami reporterów, ale instytucja powołana w 1944 roku przez komunistyczną władzę wyłącznie dla celów propagandowych i przez cały okres istnienia PRL-u nadzorowana przez Wydział Prasy Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, inspirujący i kontrolujący wszelkie ukazujące się w tym filmowym periodyku treści25.
W świetle wiedzy o opisanym przez Ciesielskiego mechanizmie nieunikniona wydaje się konstatacja, że o Gwiezdnych wojach, stanowiących z założenia skuteczny magnes dla rzesz26 potencjalnych widzów Polskiej Kroniki Filmowej, nie należało pisać zdecydowanie źle, aby owych widzów nie zniechęcić do wizyty w kinie. Ze względów ideologicznych nie można było jednak pisać też za dobrze, aby przypadkiem nie wytworzyć wrażenia, że po zachodniej stronie „żelaznej kurtyny” powstają lepsze dzieła niż po wschodniej. I stąd zapewne znany nam kompromis w postaci uparcie powtarzanej mantry: Gwiezdne wojny to arcydzieło techniki i trzeba je zobaczyć, ale nie należy spodziewać się pełnej satysfakcji intelektualnej, bo to opowieść dla dzieci – także tych wewnętrznych, ukrytych w każdym z nas. A poza tym to nic oryginalnego, tylko komiks i western albo baśń lub bajka.
Pisząc o naturze totalnej propagandy Ciesielski zauważa, że przez swą stabilność, powszechność i niezmienność, teksty propagandowe przybierają postać matryc werbalnych, odciskających się w świadomości odbiorcy w drodze kontaktu wzrokowego i słuchowego27. Treści i opinie raz puszczone w obieg, na przykład w kronice filmowej korespondowały z równoległymi przekazami w prasie, radiu, telewizji i na plakatach28.
W przypadku artykułów dotyczących Gwiezdnych wojen rzeczywiście mieliśmy do czynienia z matrycami – nie tylko zresztą werbalnymi – mającymi utrwalić sposób ich postrzegania przez publiczność, co zdaje się potwierdzać nawet użycie na plakacie autorstwa Jakuba Erola westernowej czcionki. Oczywiście istnieje możliwość, że to wszystko przypadek albo wędrówka mitologicznych treści, której nie sposób kontrolować, bo we wszystkich nas – w tym także w recenzentach i dziennikarzach – tkwią głęboko zakorzenione wzorce i archetypy, nakazujące wszystkim myśleć tak samo. Ocenę tej tezy pozostawiam czytelnikom.
A jak na tę potencjalną propagandę reagowali jej adresaci? Z punktu widzenia nadawców propagandowego przekazu chyba nienajlepiej, bo po pierwsze frekwencja nie spełniła oczekiwań dystrybutora29, a po drugie do kin poszli przede wszystkim ci, którzy pragnęli jedynie kontaktu z fantazją i przygodą, a że otrzymali to, o co im chodziło i zostali oszołomieni czymś, co uznali za majstersztyk, rzadko kto w ogóle zapamiętał, że oglądał jakąś kronikę filmową. W odnajdowanych dzisiaj albumach i zeszytach z wycinkami prowadzonych w omawianych czasach przez fanów Gwiezdnych wojen, szpalty z tekstem artykułów grają mało istotną rolę, a często nie grają jej w ogóle, ustępując miejsca wyłącznie ilustracjom. Z gazet wycinano przede wszystkim zdjęcia, które niosły atmosferę filmu i pozwalały cieszyć się kontaktem z tym, co poruszyło wyobraźnię w kinie, zamiast głowić się nad cudzymi interpretacjami, które mało kogo wówczas interesowały.
4. Okładka fanowskiego zeszytu-albumu. 5. Dwie strony innego fanowskiego zeszytu, z fotosami zbieranymi “niemądrze”.
Zjawisko macoszego traktowania tekstów, w obliczu fascynacji tym, czego one dotyczyły, musiało być dość powszechne, bo istnieje publikacja prasowa, która dowodzi, że je dostrzeżono. W roku 1983, w poświęconej tematyce kolekcjonerstwa rubryce „Świata Młodych” zatytułowanej: Sezam Hobbysty opublikowano tekst pt. Poryw serca czy głowy? – czyli o filmowych fotosach30. Troskliwy, choć anonimowy autor wyraził silne zaniepokojenie faktem, że gazety zajmujące się tematyką filmową (…) są niemiłosiernie cięte i kaleczone. Zwrócił uwagę na wartość towarzyszącego fotografiom prasowego tekstu, który należy docenić i warto zachować wraz z obrazkiem. Główna teza postawiona w artykule brzmi: Wiele można się nauczyć zbierając fotosy… mądrze. Zachowane do dziś kolekcje wycinków świadczą jednak, że mimo powyższego pouczenia uparci czytelnicy w lwiej części woleli zbierać fotosy „głupio”, lekce sobie ważąc wszelkie światłe rady i zdobiąc swoje zbiory także wyciętym ze wspomnianego artykułu, pozbawionym opisu, zdjęciem.
Głównym źródłem wycinków, które do dzisiaj przechowywane są w fanowskich zeszytach lub segregatorach, były czasopisma „Film”, „Ekran”, „Kino”, „Przekrój”, „Ameryka”, a także „Świat Młodych”, gdzie fotografie z kosmicznej sagi pojawiały się stosunkowo często, ale i inne gazety – w tym lokalne – w których także udawało się od czasu do czasu „coś upolować”. Obrazkowe kolekcje wzbogacano także reprodukcjami wizerunków ulubionych postaci czy aktorów pozyskiwanymi z innych źródeł. W przywołanym powyżej tekście na przykład, znalazła się informacja, że portrety ulubionych aktorów można było nabyć w kioskach Ruchu, klubach MpiK, a przedsiębiorczy handlarze powielają je nieustannie i za niezły grosz sprzedają na wszelkiego rodzaju bazarach i targowiskach31.
Nad kioskowo – bazarową ofertą dla miłośników Gwiezdnych wojen, pochylimy się w kolejnych odcinkach. Ciekawe, co oprócz zdjęć się w niej znalazło?
Jakub Turkiewicz
Korekta: Anna Tess Gołębiowska
Przypisy
[1] W rzeczywistości zdjęcia trickowe powstawały w Los Angeles, w studiu założonej przez Lucasa firmy Industrial Light and Magic. W Londynie kręcono zdjęcia studyjne; O. Denker, Gwiezdne wojny, jak powstawała kosmiczna trylogia, Poznań 1997, s. 68.
2 Znowu błąd: prawidłowa pisownia nazwiska to Burtt; Denker, Gwiezdne (…), s. 42.
3 Z fabuły filmu wynika, że Greedo to łowca nagród, który pochwycił Hana Solo, domagając się zwrotu długu, jaki przemytnik ten zaciągnął u jego pracodawcy – Jabby Hutta.
4 Izabela Czyńska, Czy polubimy małego robota Artoo Detoo, „Ekran”, nr 16 (1150) z 1979 r. , ss. 9, 22-23.
5 Autorka popełniła błąd w słowie Jawa, które stanowi nazwę ludu małych mieszkańców pustyni, określając ich mianem Jaws (co z ang. znaczy Szczęki) oraz z nieznanego powodu podała informację jakoby Tuskeni (inny lud zamieszkujący bezdroża planety Tatooine) mieli metalowe głowy.
6 Można się zgodzić z tym stwierdzeniem, pod warunkiem, że zostało użyte jako alegoria – bo roboty jako takie służyły w filmie Lucasa zarówno Imperium jak i wszystkim innym frakcjom oraz niezaangażowanym użytkownikom, zaś funkcjonariuszami i urzędnikami Imperium byli przede wszystkim ludzie.
7 I. Czyńska, Czy polubimy (…).
8 Tamże, s. 9.
9 A. Ochalski, Niech Moc będzie z Tobą!, „Ekran”, nr. 20 (1154) z 1979 r. , s. 21.
10 Tamże.
11 Tamże.
12 Tamże.
13 Tamże.
14 Tamże.
15 Cz. Dondziłło, W kosmos miły bracie, „Film” nr. 20 (1589) z 1979 r. , s. 11.
16 Więcej o klimacie prasowych publikacji na temat Star Wars: J. Turkiewicz, Festiwal żenady, „SFera”, nr 5 z 2002 r., s. 63.; art. dostępny w internecie: <http://www.starwarsy.pl/muzeum/gazety/moje05.htm>; [wizyta 10.05.2018].
17 O treści artykułów na temat Star Wars z przełomu 7 i 8 dekady ubiegłego wieku pisano także w „Gazecie Wyborczej” : G. Sitek, M. Wiatrak, Poznajcie Hana Solo, pilota rakiety “Tysiącletni Sokół”. Gazety PRL-u o “Gwiezdnych wojnach”, <http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114438,19297061,poznajcie-hana-solo-pilota-rakiety-tysiacletni-sokol-tak.html>, [publikacja 07.12.2015, wizyta 10.05.2018]
18 B. Michałek, Nie jesteśmy sami, „Kino” nr 5 z 1978 r. , s. 58-59.
19 E. Bielska, Między innymi Carrie Fisher czyli księżniczka sci-fi, „Świat Młodych”, nr 64 z 31 maja 1983, s. 6.
20 Tamże.
21 (B. A.), Kosmicznej baśni ciąg dalszy, „Przekrój”, nr 37 z 1980 r., s. 12-13.
22 J. Skwara, Przewrotny Lucas, „Ekran” nr. 28 z 1983 r. , s. 16.
23 M. Cieśliński, Piękniej niż w życiu; Polska kronika filmowa 1944-1994, Warszawa, 2006.
24 Tak było na przykład przed VII zjazdem partii w 1975 roku, który poprzedzono kilkumiesięcznym katowaniem widzów kronikami poruszających temat więzi partii z narodem. Propagowany przekaz służył głównie prezentacji osiągnięć aktualnej władzy, a bardzo szeroki oddźwięk gwarantował kronice odpowiednio dobrany repertuar kin – w okresie przedzjazdowym wprowadzono do dystrybucji wiele atrakcyjnych tytułów; M. Cieśliński, Piękniej(…), s. 132. Spośród spodziewanych wydarzeń 1979 roku, które mogły zainspirować ustalenie takiej, a nie innej daty premiery Gwiezdnych wojen, ponieważ wyzwalały potrzebę wytoczenia najcięższych dział propagandowych, na pierwszy plan wysuwa się pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski, która miała miejsce w dniach 2 do 10 czerwca. Nie bez znaczenia była też zapewne data lipcowych obchodów „35-lecia socjalistycznej Ojczyzny” – znakomitej okazji do przypomnienia oszołamiających sukcesów władzy ludowej. Z wydarzeń niespodziewanych, odnotować trzeba eksplozję bomby pod pomnikiem Lenina w Nowej Hucie w nocy z 17 na 18 kwietnia, a z poprzedzających premierę filmu, dwudziestostopniowe mrozy, które na początku roku przyczyniły się walnie do podważenia tezy o wydolności socjalistycznej gospodarki, a także tragiczny wybuch w warszawskiej rotundzie PKO, w wyniku którego śmierć poniosło 49 osób; J Karpiński, Portrety lat; Polska w odcinkach, Katowice 1990, s. 186-189.
25 M. Cieśliński, Piękniej…, s. 117.
26 Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka serii, spodziewano się znacznie większej frekwencji niż rzeczywista; patrz cz. 5. <http://efantastyka.pl/art-gwiezdne-wojny-w-prl-u-cz-5>.
27 M. Cieśliński, Piękniej…, s. 19.
28 Tamże…, s 18.
29 Patrz cz. 5.
30 (B. A. ), Poryw serca czy głowy? – czyli o filmowych fotosach, „Świat Młodych”, nr 117 z 1 października 1983, s. 1.
31Tamże.
Ilustracje:
1.”Kino”, nr 5 z 1978 r., [zawiera art. Bolesława Michałka Nie jesteśmy sami, s. 58-59]; “Film”, nr. 52 z 1977 r., [zawiera art.Andrzeja Kołodyńskiego Gwiezdne wojny, s 17.], “Ekran”, nr. 11 z 1985r., [zawiera art. Janusza Skwary Powrót Jedi, Lądowanie na ziemi, s 17].
2. I. Czyńska, Czy polubimy…
3. Ilustracja do artykułu Era komiksu, “Film”,nr. 52 z 1979 r, s 15.
4. Fanowski zeszyt – album z kolekcji Krzysztofa Haenela.
5. Fanowski zeszyt – album z kol. aut.