Nie mogę się już doczekać, kiedy przeczytam książki Rocha Urbaniaka mojemu synkowi. Co prawda upłynie ładnych parę lat, nim Jaś będzie na nie gotowy, ale “Zaklinacz tygrysów” z pewnością nie pokryje się w tym czasie kurzem – bo sama będę wracać do niego z przyjemnością.
“Zaklinacz tygrysów” to książka o tyle wyjątkowa, że forma stanowi część jej treści. Jej autor, Roch Urbaniak, jest przede wszystkim malarzem, w dodatku malarzem wyjątkowo zdolnym: niedawno otrzymał nagrodę European Science Fiction Society 2022 Hall of Fame Awards w kategorii Best Artist. Wystarczy spojrzeć na jego obrazy, by przekonać się, że nagroda ta była w pełni zasłużona: za pomocą pędzli i farb Roch Urbaniak stwarza nowe, magiczne światy, które urzekają najdrobniejszymi detalami. Nie jest przesadą stwierdzić, że te obrazy opowiadają historie – i właśnie to jest siłą “Zaklinacza tygrysów”. Roch Urbaniak snuje opowieść zarówno piórem, jak i pędzlem. Słowa są przeplatane ilustracjami, a razem tworzą mistrzowską, nierozerwalną całość. To sprawia, że “Zaklinacz tygrysów” jest utworem pomiędzy ilustrowaną powieścią a komiksem – w teorii dałoby się wydzielić z niego sam tekst… ale to już nie byłaby ta sama opowieść.
Warto podkreślić, że tekst jest równie wyśmienity co płótna, aż trudno uwierzyć, że to dopiero trzecia książka tego autora. Dosłownie każde zdanie jest dopieszczone, dialogi wycyzelowane. Gdybym nie znała biografii Rocha Urbaniaka, byłabym pewna, że całe życie poświęcił literaturze.
Sama historia ma w sobie nieco z baśni i trochę z przypowieści doprawionych sporą szczyptą snu. Rozpoczyna się w Najdalszej Zatoce, czyli na końcu świata, gdzie ziemia styka się z niebem, przez co gwiazdy odwiedzają ludzi na ulicach, a nawet w domach. Dzięki tym niezwykłym gościom przybywają tam tłumnie artyści – by wystąpić dla publiki złożonej z gwiazd. Jednym z takich artystów jest Ari, mistrz fletu. W czasie koncertu Ariego dochodzi do niezwykłego wydarzenia – z nieba spada tygrys. Zwierzę nie pamięta, jak tam trafiło ani nawet jak ma na imię, ale Ari postanawia mu pomóc. Podejmuje decyzję, że wspólnie odnajdą Krainę Tygrysów, by jego nowy przyjaciel mógł wrócić do domu. Tak zaczyna się niezwykła podróż.
“Zaklinacz tygrysów” konstrukcją przypomina mi “Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego – obserwujemy wędrówkę Ariego i tygrysa, w czasie której poznają oni kolejne osoby, a każda z nich dzieli się z nimi pewną mądrością. Książka pokazuje nam m.in., że każdy ma swoją prawdę, więc – zanim wydamy opinię w jakiejś prawie – powinniśmy poznać ją jak najszerzej i wysłuchać wszystkich stron. Uczy nas też, że mając nawet najlepsze intencje, można kogoś skrzywdzić i wreszcie uwrażliwia na kwestie ekologii. Z ogromnym wzruszeniem przyjęłam pojawienie się postaci Giannady – naukowczyni i inżynierki. To cudowne, że od najmłodszych lat dzieci będą mogły zetknąć się z informacją, że nauka jest dziedziną, w której jest miejsce dla dziewczynek. Pewnie niejedna z małych czytelniczek zechce przebrać się za Giannadę na balik przebierańców i odnajdzie w niej swoją pierwszą idolkę.
“Zaklinacz tygrysów” jest przepięknie wydany – w twardej oprawie i na eleganckim papierze, a na niespełna 100 stron, około 40 stanowią obrazy. Wydawnictwo Dwukropek stanęło na wysokości zdania, dzięki czemu książka może stać się ozdobą każdej dziecięcej biblioteczki. I nie tylko dziecięcej – dorośli też docenią tę historię, jeśli tylko pozwolą się jej pochłonąć.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Dwukropek
Anna Tess Gołębiowska
Korekta: Adam Gotan Kmieciak
Autor: Roch Urbaniak
Wydawnictwo: Dwukropek
Ilość stron: 88
Data premiery: 18 maja 2022
ISBN: 978-83-8141-454-8